Jak człowiek wyjedzie do innego miasta studiować w wieku 19 lat, zacznie żyć bardziej samodzielnie i z dala od rodziców to odzwyczaja się od przebywania z nimi.
To już 5 rok jak mieszkam w innym mieście. Dobrze mi z tym, że nie muszę się njkomu tłumaczyć gdzie i z kim idę, kiedy wrócę i z miliona innych spraw. Kiedy przyjeżdzam do Iławy nawet na 2 dni to już pierwszego dnia męczą mnie ich pytania. Czasem irytuje mnie dosłownie wszystko, nawet ich opiekuńczość i troska.
Czasem czuję się jak niewdzięcznica, ale z drugiej strony w niektórych kwestiach sami są sobie winni. Z jednej strony czekają aż przyjadę do Iławy, cieszą się i dopytują kiedy, o której i co chwilę piszą smsy, aż drugiej jak już przyjadę dają mi odczuć, że przeszkadzam w ich codziennym rytmie dnia. Już długi czas mnie w domu nie ma więc mają swoje zwyczaje i przyzwyczajenia, a ja swoją obecnością wszystko zmieniam.
Nie raz wprost mówią żebym gdzieś wyszła bo chcą odpocząć i poleżeć przed telewizorem każdy w innym pokoju bo lubią oglądać co innego, przy czym tata przebywa w moim, bo więcej pokoi nie mamy. W taki sposób nie mam dla siebie miejsca kiedy przyjeżdzam. Jak wpadnę na pomysł żeby wyjść gdzieś wieczorem, bo zapewne będą chcieli odpocząć to akurat wtedy uznają, że można było razem posiedzieć i słyszę zarzuty, że przyjeżdzam, a ciągle mnie nie ma w domu.
Kiedyś jak potrafiłam spać do 11- 12 ciągle słyszałam, że jestem śpiochemi, że marnuje pół dnia na spanie, a tak to byśmy razem posiedzieli. Jak teraz budzę się o 8-9 to narzekają, że wcześnie wstaje i będę im się kręcić po kuchni.
Czego bym nie zrobiła to jest źle. Nie czuję się tu zbyt dobrze. Zazwyczaj pod koniec weekendu nie mogę się doczekać kiedy wrócimy do swojemu domu, a potem jak już jesteśmy w Gdańsku to czekam tylko, aż przyjedziemy na weekend do Iławy. Błędne koło.