dziś wciąż idąc, kiedy zaciśnie się już zamknięte powieki bardzo, bardzo mocno kroczy się prosto w głęboką, gorącą purpurę. kiedy zaciska się tylko bardzo, jest to rozlewna czerwień. stopniowo rozluźniając ucisk przechodzimy gamą w dół, poprzez wystkie oranże i pomarańcze ciepła. a gdy tylko rzęsy delikatnie zamykają obraz otoczenia, idziemy w dziwny kolor soku cytrusowego pomieszanego z mlekiem.
dziś idzie rodzina na spacer. tacie rozwiązują się sznurowadła i choć schyla się by to naprawić, bliscy dalej idą dalej. tylko, już kilka kroków później, bo tata zdążył sie już podnieść z kucek, jedna, mała, najmniejsza różowa czapeczka z pomponikiem, odwraca się i wciąż dość nieporadnie idzie najszybciej jak może dreptać do taty właśnie.
dziś idę po ostatnim na osiedlu lodowym jęzorze, zimnym dywanie rozpostartym na całej połowie szerokości chodnika. nie poślizgnęłam się.
czy dziś cały dzień będzie chcieć mi się żyć?