Ja też.
Zdycham. Padam na twarz, podnoszę się, żeby potknąć się o własne nogi,
znowu padam. To trwa już tyle czasu, że nie pamiętam, jak było wcześniej.
Jak rak. Żyje we mnie, pożera i jest coraz silniejszy. Co mogę mu zrobić?
Nie wpierdolę mu. Nie zatruję. Nie zapiję, nie zaćpam, nie wyrwę jak chwasta,
bo jest W GŁOWIE. Kurwa! Przecież nie może być tak, że rządzą mną moje
chore myśli. A tak jest. Nie zostawię tego tak. Nie chcę umierać w taki sposób:
przewlekle i boleśnie, na dodatek bez bólu fizycznego. Szlag mnie trafia, gdy widzę,
jaka jestem bezsilna w niektórych sytuacjach.
Duszę się w cuchnących oparach własnej wyobraźni.
Jeszcze sobie radzę. Ciekawe, jak długo to potrwa.