Tak. To jest pierwszy zupełnie szczery wpis wpis. Kurde, może inaczej. Wpis, który będzie napisany kiedy trzeźwo patrzę (nie chodzi o to że najbany jestem ciagle tylko o balast emocjonalny) na to co mnie otacza. Nie napisze tu dużo ale kiedyś to nabierze sensu. To co się ostatnio dzieje to jest dramat, gdzie nie się nie spojrzę jest szajs, kiedyś wszyscy żyli w zgodzie i jednemu na drugim zależało, wielka zajebista rodzina, nie każdy miał czas na siebie ale zawsze miało się z tylu głowy "jesteśmy ekipa, dramy? Co to?" Teraz? Wszystko się praktycznie rozjebało, grupki, grupki albo są spiny między jednym a drugim bo kurwa tak a porozmawiać to nie bo duma zabrania, albo ma wyjebane bo braterstwo osłabło, albo wykazuje się totalna nieszczerością. Słabi mnie to kurwa. Sam mam swoje za uszami i dużo zjebałem i ciężko było to naprawić, czy mi się udało? Nie wiem. Może w pewnym stopniu ale nie czuje się że mam czyste sumienie. Ktoś mi w końcu dojebał i wytknął moje błędy. I dobrze. Ale to tylko jedna osoba. A gdzie reszta? Aż takim ideałem jestem dla ludzi że nie maja czego mi wytknąć? Haha. Nie, nie jestem. Mam dużo dobrych aspektów mojej osoby. Nie popadajmy tez w skrajności że jestem jakimś mega dupkiem/zjebem... zwał jak zwał. Tylko jedna rzecz. Chce to odratować co się podziało ostatnio. Ale czy ludziom zależy? A jak nie a ja się będę starał na marno? Nie wiem, zobaczymy. A teraz kilać to. Ostatnio się zastanawiałem "dlaczego chodzę taki struty? Czego mi brakuje?" Teraz już wiem co daje mi te prawdziwe szczęście i będę o ten aspekt walczył ciężko, nie chce już tego więcej stracić bo bez tego no... ciężko się żyje. Ale sam chce dać przy tym wszystko co najlepsze we mnie. Bez uprzedzeń bo przez to można stracić najciemniejsze rzeczy w życiu. szczerze? Nie spodziewałem się tego.