Hm, od czego mogłabym zacząć. Wiele to się dzisiaj raczej nie działo. Do szkoły się spóźniłam, co jest oczywiście u mnie standardem. Później miałam wf z chłopakami. W siatkę to oni grać nie potrafią, ale za to w kosza, ło matko. Myślałam, że mnie staranują tam. Ale dałam radę, jestem dzielną dziewczynką, haha. Później był sprawdzian z niemca, poszło mi strasznie, ale na szczęście istnieje coś takiego, jak poprawa. Następnie konkurs biologiczny, o którym dowiedziałam się dzisiaj, najs. Jednak sobie jakoś poradziłam, biologia to mój ulubiony przedmiot. Ta, sama się dziwię, że mam jakiś ulubiony. Później była religia, pomodliłam się o normalny weekend i jakoś to będzie. Muszę przeczytać Księgę Jozuego i Księgę Sędziów na poniedziałek. Ciekawe jak się z tym wyrobię, we wtorek już jest konkurs, a pani katechetka tylko ciągle mi pytania kseruje. Na żadne z nich nie znam odpowiedzi, masakrejszyn. Po modleniu się był trening i aktualnie jestem padnięta. Dlaczego o godzinie 18 już się ściemnia? Ja tak nie lubię. Wtedy mam biomet niekorzystny.
Teraz sobie rozmawiam troszkę z Filipkiem, jak zwykle. Chyba jestem już uzależniona. Pomińmy fakt, że wczoraj powiedziałam mu coś, czego nie powinnam mu mówić. No w sumie, lepiej mi z tym, że on wie, ale dziwnie się teraz czuję. Świadomość, że nie mam go blisko mnie dobija. I co ja mam zrobić? Nic. Niczego nie jestem w stanie zrobić, ale jakoś sobie poradzę. Jeżeli on mnie będzie wspierał w tym, co zamierzam osiągnąć, to będzie very good. W końcu dojdę do celu i będzie wielki happy end. No nie?
Okres mi się dzisiaj zaczął na dodatek, umieram. Postaram się nie marudzić, chociaż, Filip sądzi, że kobiety marudzą wiecznie. Z tym się nie zgodzę, ale niech mu będzie. Mniejsza z tym, że i tak pewnie sobie to wszystko poczyta. Chyba nie mam przed nim tajemnic, powiedziałabym mu niemal wszystko. :x
To tyle na tą notkę, wystarczy.