Masakra, u mnie chujnia z poplątaniem. Nie wiem, co mam z tym wszystkim zrobić. Nie wiem, co mam zrobić ze sobą, ze swoimi uczuciami, z życiem, ze wszystkim.
Potrzebuję osoby, która obdarzy mnie troską i ciepłem, a nie ciągłymi kłótniami i płaczem. Istnieje taka osoba, ale co w związku z tym, skoro mieszka na drugim końcu Polski i traktuje mnie, jak zwykłą koleżankę? Mianowicie, chodzi tutaj o Filipa. Dobry z niego chłopak. Ciągle mnie wspiera, jest teraz jedyną osobą, na którą mogę liczyć. Nie wiem, jak mu się odwdzięczę. Nie wiem też, czy mam myśleć o nim przyszłościowo. Zanim się z nim spotkam, zapewne znajdzie sobie jakąś dziewczynę. Wtedy będzie miał mniej czasu dla mnie, może w ogóle nie będzie go miał. Czuję, że poważnie popadam w jakąś depresję. Chciałabym mu się wypłakać na ramieniu, wiem, że by pozwolił. I co z tego, skoro nie ma go obok. Ma dobre serce, ale nic nie możemy zrobić, naprawdę nic. Nie mogę, kolejne zmartwienie. Chciałabym poczuć jego dotyk, jego spojrzenie na sobie, a tak to co, uśmiecham się do monitora, jak ta głupia. Zachowuję się chyba nienormalnie od pewnej pory. Dlaczego o nim cały czas myślę? Dlaczego wykorzystuję fakt, że przechodzę uczuciową rozterkę po to, aby mieć go dla siebie i aby się mną interesował? Może tylko tym potrafię go przy sobie zatrzymać. Cóż, jestem do niczego.
Znowu sobie poryczę, on znowu będzie mnie pocieszał, tylko z brakiem świadomości, że chodzi tutaj o Niego.
Kocham go jak przyjaciela, jest dla mnie oparciem i nie wyobrażam sobie mojego dalszego istnienia bez niego.
Tyle w temacie, dobranoc.