Nocą, pod dwiema ciepłymi kołdrami, wciąż jest sporo miejsca. Miejsca na wszystkie moje obawy, tęsknoty, lęki, wypychające zręcznie pozytywne emocje. Dlatego pomimo podwójnej warstwy okrycia drżę. Marznę od środka, bojąc się, że każdy wieczór będzie pozbawiony bliskości. Ogólne zmęczenie bierze górę i nie potrafię już wstać, wyrwać się od tych przerażających myśli, wtapiających się w mój rozum jak czarna farba w białą. Zmrużam lekko oczy i patrzę na dłonie, oblane światłem księżyca dochodzącym dzięki niezasłoniętym do końca żaluzjom. Dłonie pasują do siebie idealnie, a jednak są po różnych stronach ciała. Z pozoru identyczne, różnią się znamionami, długością paznokci, liniami. Dzieli je brzuch, klatka piersiowa, uda. Ale to nic. Przecież mimo to potrafią się złączyć. Mogą codziennie dotykać tych samych materii, chociaż często piastują odmienne stanowiska. Jedna drugiej pomaga jak umie. Razem mogą więcej, wspólnie podnoszą zadziwiające ciężary oraz tworzą niesamowite rzeczy.
Wkrótce zasypiam, smutkiem wypełnia mnie wtedy pytanie ,,Dlaczego my tak nie możemy?''. Ja tego tak potrzebuję... Zawsze miałam i wciąż mam nadzieję, że Ty również, chociaż tego nie okazujesz. To trochę przytłaczające. Jesteśmy tak różni... Jesteśmy tak daleko...
Kiedy stałam w te wakacje nad brzegiem morza, gdzie znikały swobodnie fale, czułam jakbyś był po drugiej stronie wody. A przecież to w zupełnie inną stronę... Czy prawa dłoń też ma podobne wrażenie wiecznie dzielącego muru zanim ponownie, z ulgą, ujrzy lewą?
Użytkownik defection
wyłączył komentowanie na swoim fotoblogu.