Tak sobie zyjemy w tym Lyonie, ze raz sie smiejemy a potem placzemy. Nie chce wcale wracac do tego co bylo, bo po co.. za duzo ludzi powiedzialo nie, za bardzo bolalo i nawet nie chce sie myslec co by bylo gdybym tam zostala chociaz tak strasznie narzekalam na Francje. Juz nigdy nie bedzie tak, ze nie bede sie musiala o nic martwic, zaczynam nowe zycie poraz ktorys juz z malymi zmartwieniami, ale to nic strasznego, mam nadzieje, ze z dobrym skutkiem i, ze w koncu bedzie po mojej mysli, ze nic sie nie spieprzy bo mimo, ze czlowiek wytrzyma wszystko to nie chce znow cierpiec. Za duzo tego mialam. Teraz ? Po prostu jestem szczesliwa i niczego mi juz do tego szczescia nie brakuje.. no chyba, ze sarnodzikow, herbaty z cytrynka i malpy na parkiecie. Ale przeciez to zawsze moze wrocic...