jestem zmęczony stresowaniem własnego ciała. gdy widzę ciemność hipokamp bombarduje wspomnieniami. przypomina, by o nim nie zapomnieć. zastanawia mnie jak ma się to do procesu tworzenia, jakiemu ulegamy codziennie zwyczajnie żyjąc. ulegamy, bo to proces z punktu widzenia świadomości bierny, myśleć o tym nie trzeba. to jakby zgłębić się w teorii jak w głębokiej kopalni. więc szczęśliwi którzy boją się ciemności. jako że wynik ma przyczynę są szczęśliwi z powodu braku owej przyczyny. choć ale nadajemy sens momentalnie i wszystko zależy. przebieramy w środkach. wciąż tych samych, wciąż na nowo.
można postawić humanitarnie betonową ścianę. zero ciekawości, czysto. można też postawić szklaną. niby również ściana i ruszyć dupy z miejsca nie da rady. metodyka w tym wypadku nie ma na celu humanitarności lecz bierną naukę, która jest tak naprawdę chuja warta. albo dasz polatać, albo pierdol się. czas realizacji kilka lat za kilka lat. nienawidzę teorii.
usuwanie i ponowne dodawanie jest czymś nie dość że niemożliwym to do tego drastycznym. o tak, nienawidzę własnych skłonności do tego typu rzeczy. nic się nie zmienia, impulsy w mózgu biegną za każdym razem po tej samej, dobrze znanej ścieżce, która z każdym kolejnym takim przypadkiem robi się coraz szersza. mam już tam chyba autostrady. rezultat jest identyczny, bo cechy owe są swoiste. skoro coś już jest można to podmienić lub zmodyfikować. samo zauważenie tego, potem selekcja. nazywa się to.
mam pomysł.
uczymy się. sesja przyszła, do jasnej kurwa ciasnej.