tak długo po omacku, wyciągałam przed siebie ręce, usilnie chcąc złapać szczęście. A ono
wciąż umykało. Chwytałam wiatr, który wciąż uciekał, przemykając pomiędzy moimi palcami.
Kolejne garście zionęły coraz to większa pustkę, a mną kierowała większa determinacja.
Szukałam, szukałam, szukałam nie stawiając sobie najprostszego pytania.Gnałam ślepo
przed siebie, omijając tak wiele cennych chwil. Zapomniałam o tych najdrobniejszych
kawałeczkach życia, które będą moim tu i teraz, dąć mi to, za czym błądziłam, depcząc je
nieświadomie. Szukałam szczęścia, choć tak naprawdę zupełnie nie wiedziałam, czym ono
jest. Czym jest dla mnie. Chciałam mieć cos, czego formy, smaku czy zapachu, w żaden
sposób nie potrafiłam sprecyzować. Musiało minąć wiele dni, bym pojęła, ze moje szczęście,
nie raz trzymało mnie za rękę, śmiało się ze mną i nadstawiało ramienia, bym mogła płakać,
ze było nawet, gdy nie miałam pojęcia ze jest. Nie zdawałam sobie sprawy, ze każdy,
uśmiech, spojrzenie, gest, dotyk, słowo ze to właśnie one tworzy moje szczęście. Trwa przy mie
wciąż pomimo moich humorów, błędów i niedoskonałości. Z każdym dniem przekonuje się,
jak bardzo się dla mnie zmienia, ile poświęca i jak wiele przetrzymuje... Teraz gdy wyciągam
ręce , napotykam juz tylko jego ukochane dłonie, które mocno tulą mnie do siebie... wiem ze znalazłam.
=**