Wiedziała oczywiście o obozach koncentracyjnych ze szkoły. Płakała za każdym razem przy dzienniku Anny Frank, który podsunęła jej do czytania babcia, matka ojca. Odkąd padł mur, rozmawiali o tym w szkole znacznie częściej i dokładniej. Czytała o nich, co tylko się dało, ale ich abstrakcyjność pozwalała jej pogodzić się z tym jakoś i nie myśleć, że zrobili to światu Niemcy. Ale tutaj nic nie było abstrakcyjne. Baraki, podziurawione pociskami ściany z wydłubanym krzyżami i gwiazdami Dawida, kolorowe znicze na każdym kroku, kwiaty leżące na wózkach przy paleniskach, kwiaty przywiązane kolorowymi wstążkami wprost do drutów kolczastych, kominy i tysiące zdjęć na ścianach. Ogolone głowy, wychudzone twarze, za duże oczodoły, i wiek, i numer w lewym dolnym rogu. Szesnaście lat, siedemnaście lat, pięćdziesiąt cztery lata, dwanaście lat, osiemnaście lat... Pamięta, że gdy tylko przeszli bramę w Dachau, poczuła, że nie wolno jej rozmawiać, bo te wszystkie dusze ciągle tu są. Cały czas drżała z przerażenia i poczucia winy. Ona. Osiemnaście lat. I wtedy Jakob, nie zważając na te jej za duże i przerażone oczy, stanął przed nią i opowiedział o tych dzieciach i nastolatkach zagazowanych w Dachau. Podawał jej liczby i daty. A na końcu powiedział, że dusze tych zagazowanych dziewcząt i chłopców z pewnością się nie starzeją. Tak dokładnie powie¬dział. Że one są ciągle młode i że spotkają się tego wieczoru gdzieś za barakami lub przy krematorium i powiedzą sobie z dumą: „Słuchajcie, Madonna była dzisiaj u nas. Madonna...”.
Mam na imię Matylda.
Jakob zna się na wszystkim. Na gwiazdach, na sensorach, chemii, bezpiecznikach i psychologii dojrzewania dziewcząt. Ale najlepiej zna się na śnie. Chociaż on śpi od szesnastu lat w dzień, wie o śnie w nocy prawie wszystko. Także to, że Sen to rodzona siostra Śmierci. Czasami, gdy byłam młodsza, opowiadał mi o tym. Gasił światło, zapalał świece i czytał mi wiersze Ovida o Śnie odbitym w lustrze, za którym stoi Śmierć. Sama go o to wtedy poprosiłam. Jakob sam z siebie nigdy, przenigdy by tego nie zrobił. Ale moja psychoterapeutka, która przeniosła się do Rostocku z Zachodu, uważała, że mam się „poddać paradoksalnej konfrontacji”. Gdy powiedziałam to Jakobowi, bardzo się zdenerwował i zaczął kląć w gwarze z południa Niemiec. Jakob zaczyna mówić w tej gwarze tylko wtedy, gdy się me kontroluje. Następnego dnia nie poszedł do pracy w domu starców, tylko pojechał do tej psychoterapeutki i czekał cztery godziny w jej poczekalni, aby jej po¬wiedzieć, ze jest „skrajnie głupia, arogancka jak prawie wszyscy zachodni szpanerzy i na dodatek bezgranicznie okrutna”. Wysłuchała go i potem został u mej dwie godziny. Wrócił zmieniony i kilka nocy później zaczął mi czytać Ovida. Czasami chodził do biblioteki przy uniwersytecie i zamiast Ovida przynosił germańskie baśnie. W nich także Sen i Śmierć to siostry.
Jakob nigdy jeszcze me przyszedł do mnie, me mając kieszeni wypchanych bezpiecznikami. Ostatnio przynosi także dwa telefony komórkowe.
Zawsze dwa. Bo Jakob jest bardzo nieufny.
Zbudował tez w piwnicy agregat. Znosił i zwoził dwa miesiące jakieś części, rozwieszał na ścianach arkusze schematów i wpatrywał się w nie z uwagą. Po nieprzespanych nocach zostawał, zamykał się w piwnicy i budował. Tak na „wszelki wypadek”, gdyby dwa razy prąd wyłączyli. Raz w dzielnicy, a raz w naszym agregacie. Bo miasto po dwóch latach żebraniny Jakoba zgodziło się, żeby podłączył nam specjalny agregat. Ale Jakob i tak nie wierzy. Ani miastu, ani swojemu agregatowi.
Jakob po prostu chce mieć pewność, ze obudzimy się razem.
Janusz L Wiśniewski
'Zespoły napięć'
PeEs.To dolna część wczorajszej zdumiewającej konstrukcji. Mieści się toto w bramie w centrum miasta. I od zarania zastanawiam się czemu tak to właśnie wygląda-jak pospawane z jakiś metalowych śmieci:)
A jest to wejście'od zewnątrz do (chyba) wydzielonego pokoju w kamienicy.
Robi wrażenie:)