Dźwięki powoli cichły, zaś świat zdawał się z wolna zastygać w miejscu.
Dziwna szarawa mgła pojawiająca się przed oczami tylko potęgowała
grozę sytuacji. Moje nogi stawały się coraz cięższe, a ramiona
przeraźliwie lekkie i drżące. Wyschnięte na pieprz usta, suche gardło...
Nagły zastrzyk adrenaliny na chwilę wyrwał mój umysł z odrętwienia.
Ogarnął mnie ogromny strach, dotarło do mnie, że moja świadomość
właśnie gdzieś odpływa... że jeśli pozwolę sobie na choćby chwilowe
poddanie się i jej zanik, mogę już nigdy się nie obudzić.
Nagle słyszę w głowie trzask. W środku... jak gdyby ktoś postanowił
przerwać naprężone do granic możliwości nici. Towarzyszył temu
krystaliczny dźwięk niczym odgłos rozbijanego kwarcu.
Atak gorąca wypełniającego całą moją głowę jak i niemożność
wypowiedzenia jakichkolwiek słów... to koniec, czas już na mnie.
Muszę oddychać świadomie, moje ciało zapomniało jak bardzo
ważnym jest dla niego tlen. Łapię się na tym, że przepona nie
działa samoczynnie. Muszę oddychać samodzielnie. Pamięać
o tym.
Z ust wydobywały się dźwięki, których nijak nie można było
nazwać słowami. A kiedy już udało się jakieś wypowiedzieć...
nie tworzyły zdań. Głos rozmówcy po drugiej stronie telefonu
słychać było jakby z oddali. Wydawał się być zdziwiony moją
nagłą zmianą. Jeszcze pięć minut wcześniej wszystko było
normalne...
W nosie czuję ostry zapach krwi... pulsowanie w głowie, z lewej
do prawej... Pierwsza myśl: Wylew? Czy zdążę powiedzieć co czuję?
Czy po prostu zniknę bez słowa... umrę nie powiedziawszy nic
Mimo, iż wie.
Potem powtórzyło się to jeszcze kilkukrotnie..
Boję się dziś zasnąć. Boję się, że nie powiem tego, co mam im do powiedzenia.
Boję się że ciało, w którym chwilowo mieszkam znowu zapomni jak się oddycha.
Jeśli miałbym zasnąć... to tylko z Nią. Z Ukochaną osobą.
tylko u Jej boku...