Ktoś powiedziałby, że w samotnych wieczorach nie ma nic przyjemnego, cóż, nie miałby racji... Osobiście uważam, iż chwila oderwania się od rzeczywistości, nawet tej najpiękniejszej, daje wiele korzyści, pozwala wyciszyć się wewnętrznie...Przemyśleć, poukładać rozsypane fragmenty siebie...Zagubić się to nic strasznego, w "raju" o to nie trudno...Sporo dzisiaj myślałam, wiele przeanalizowałam... Ludzie są tak cholernie różni, każdy w indywidualny sposób odgrywa swoją rolę w teatrze codzienności... W tym momencie przypomniała mi się ciekawa rozmowa z jedną osobą. Konwersacja dotyczyła potrzeb, samotności, zaangażowania, akceptacji... Kiedy tak ją analizowałam nasuneła mi się myśl, a właściwie pytanie: Jeśli człowiek angażuje się w cudze życie, a swoje potrzeby tłumi, zaś drugi w podobnej sytuacji walczy o swoje potrzeby wymuszając zaangażowanie tamtej... to które z nich jest na lepszej pozycji, którym z nich kierują lepsze uczucia i jak ten stan nazwać... Tak myślę i myślę. Okej skoro to pierwsze oddaje się drugiemu człowiekowi to owa osoba może to wykorzystać, zaś ten który walczy o swoje nie ma "nic" do stracenia... Które z nich będzie szczęśliwsze ? Które dłużej wytrwa w swojej postawie ? Co tymi osobami kieruje ? I teraz pytanie do którego zmierzam... Warto ufać ludziom ? Gdybym zadała to pytanie na większym forum zdania podzieliły by się... Ktoś krzynął by: Nie należy ufać, bo ludzie to wykorzystują inny broniłby przekonania, że ktoś musi wyciągnąć rękę, zapoczątkować <bardzo prawdopodobne, że z marnym skutkiem i wieloma niepowodzeniami>, podjąć próbę... Kurcze, warto to przemyśleć, bo zaufanie to podstawa, którą w łatwy sposób można zachwiać...