Człowiek leży wieczorem samotnie w łóżku, przytula poduszkę, patrzy w okno/sufit i marzy, błąka się myślami, przewija setki obrazów, w którymś momencie mówiąc: Tak, tego pragnę, chciał/abym by tak wyglądało moje życie. Okej zasypia i budzi się kilka godzin później...wstaje, żyje, idzie spać. Rutyna, ta cholerna szara rutyna, ale nagle...szara nić codzienności pęka ustępjuąc miejsca czemuś nie pojętemu, szalonemu i jakże przesyconegmu kolorami. Coś się zmienia...Myślisz to sen "nie szczyp mnie" mówisz, ale nie słucha, szczypie...czujesz uderzenie myśli "to w żadnym wypadku nie jest sen, masz doczynienia ze sceną na jawie" przechodzi ci przez myśl. Sen, pragnienia, marzenia teraz już nie możesz tak ich określać, to twoje życie, którym przez najbliższy czas będziesz żyć. Scena się powtarza: "nie szczyp", szczypie, "proszę nie budz mnie", budzi, a ciebie z każdą chwilą przepłnia dziwniejsze, pozytywniejsze uczucia. Nowy wymiar szcześcia. Haha...uśmiecham się gdy staje przed lustrem, zaglądam głeboko w swoje oczy i mówie: Co się dzieje ?! Puściłam na chwilę ster swojego życia, moje zagubienie osiągnęło krytyczny stan, by nagle wejść na jak najbardziej prawidłowy tor... Moje motto życiowe: Gdy upadasz, dosięgnij dna, by móc się odbić... Dobijają cię ? To dla twojego dobra, bo wyprzedzisz ich na starcie...