zapisywanie podsumowania kończącego się roku jest jedynym cyklem, którego wytrwale się trzymam i który sumiennie realizuję. niedobrze mi z moją niechęcią. pysznie przekonana o swej niezadownej pamięci, bezczelnie staję się samozwańczym Rzeźbiarzem Wspomnień. spaceruję po komnatach wyrytych w skałach różnego rodzaju, zamykam oczy podrażnione światłem czystej energii, każdym kosmykiem włosów tworząc kolejne zapiski dziejów minionych.
nie jestem pewna, jak powinnam traktować ten rok. przez kilka lat podróżowania między Fikcją i Rzeczywistością, nauczyłam odróżniać dobry czas od czasu złego. może zabrzmieć to nielogicznie, ale zły czas to nie tylko ten, w którym nie potrafię swobodnie tworzyć, to także czas, kiedy nie kontroluję swojej rzeczywistości, a pozwalam jej kontrolować siebie. rzeczowość przenika wtedy do każdego zakamarka mego wyimaginowanego mieszkania, przenika dusze wszystkich jego lokatorów.
to czas, kiedy wszędzie panuje cisza.
nie potrafię pamiętać bez słów.
zły czas to czas zamglony, czas spalonych kronik. czas zapisków, z których przetrwała pamięć jedynie o wydarzeniach patetycznych. czy to jednak coś złego? och nie, wydarzenia te są cudowne, lecz samo ich istnienie nie zadośćuczynia mi utraty elementów drobnych, a równie majestatycznych. krótkich, urwanych chwil, widoków, refleksji, rozmów i snów.
przez sześć miesięcy byłam zagubiona, straciłam poczucie czasu, żyjąc jednak ze świadomością, że ten czas przepływa mi między palcami. robiłam wiele rzeczy, które nie sprawiały mi radości, znów zamknęłam się w klatce, stając się utrapieniem zarówno dla siebie, jak i osób, które wtedy mi towarzyszyły.
otwarcie przyznam się, że nie wiem, kiedy dokładnie coś się wydarzyło. wyciągam ręce ku ciemności i po kształtach rozpoznaję konkretne fakty. gdy tylko ich dotknę, uśmiecham się - były to wydarzenia, które wtedy, jak i teraz mnie uszczęśliwiają. wybuchy sztucznych ogni na ciemnym, zachmurzonym niebie. niebie bez gwiazd.
początek roku jawi mi się jako ułuda. jedno wydarzenie zmieniło moją codzienność na tyle, że gdy teraz zaglądam w przeszłość, pierwszy rok studiów zdaje się nie istnieć naprawdę, nie istnieć fikcyjnie, nie istnieć w ogóle - jakby był tylko zapisany w notatniku z krótkimi opowiadaniami tworzonymi przed snem.
cieszę się, że jestem tutaj, że jestem taka, że mówię takie, a nie inne słowa.
nigdy się nie poddam, nie przerwę mej podróży.
zawsze będę szukać piękna.
nie chcę więcej zapominać o odkrytym w ubiegłym roku małym celu mego życia.
***
och, bardzo lubię ten moment, kiedy słowa wracają do tego miejsca. przepraszam, darkcacao. nie powinnam cię zaniedbywać.