chciałabym nieustannie móc przebywać w domu, który zbudowałeś niegdyś ze słów.
być w sypialni, której podłoga wyścielona jest wszelkimi antytezami, paradoksami i oksymoronami, jakie kiedykolwiek zawarłeś w swojej twórczości.
śnić na łóżku przystrojonym wygodnymi fraszkami, sonetami, balldami i dokładnie dwoma epinikionami.
obudzić się na dźwięk głośnej pieśni i wypić herbatę zaparzoną z liści dytyrambu i elegii - cóż za niecodzienne połączenie!
uwielbiam w Tobie tę niecodzienność i oryginalność. kocham, gdy chwytasz za pióro i w milczeniu tworzysz, cichym warknięciem oddalając od siebie wszystko, co rzeczywiste. w trakcie tej krótkiej chwili znikasz, przenikając wszelakie wymiary. z koncentracją, ale też wolną myślą, przebywasz nowe ścieżki, budując na ich krańcu to, co zachwyca.
w takich chwilach z początku tylko na Ciebie spoglądam, by następnie odejść, zaszywając się w ciemnych zakamarkach Twojego mieszkania. bezczelnie! zawsze jednak, po jakimś czasie, wyciągasz do mnie rękę, pomagając mi wynurzyć się zza zasłon czy też ze sterty poduszek i zapraszasz mnie uprzejmie do swego nowego, wyjątkowego miejsca. cieszę się, że mogę być tam pierwszym gościem, jako pierwsza dotykać faktury namalowanych przez Ciebie obrazów, gdzie anafory były niebieskim barwnikiem, a epifory czerwonym, jako pierwsza spacerować uliczkami wyłożonymi maleńkimi białymi lipogramami, jako pierwsza zanurzyć opuszki palców w stawie jasnym jak asyndeton - dotknąć rzeczy nieskalanych niczyją obecnością. doznać poezji czystej, pozbawionej interpretacji innej, niż autorska.
jednym gestem ręki pozwalasz mi pobawić się w Twoim ogrodzie. skaczę wówczas po niesfornie rozłożonych płaskich kamieniach, wyznaczających zakręconą drogę ku inwokacji. sadzę swoje własne żywopłoty, które urastają w hiperbolicznym tempie. zobacz, jak pną się do góry!
gdy już skończę, usiądę przy niewielkim stoliku, chwytając porcelanową filiżankę - element, który na stałe wplótł się w ten, tak elastyczny świat. jestem Ci bardzo wdzięczna z tego powodu, wiele to dla mnie znaczy. popijając bladozółty napój, z uwagą będę obserwować kolejne osoby, które zaprosisz w to miejsce. stoliczek zostanie przeniesiony z punktu do punktu osiemnaście razy, wokół żywopłotu zostanie postawiony żelazny płotek, dachówki będą miały pięć różnych kolorów, a ze stawu wyłaniać się będzie barokowa rzeźba. zadziwiające, że mimo wszystko, każdy z obiektów składać się będzie na harmonijno-estetyczną całość.
mój drogi, każdego dnia boję się, że wyrzucisz zapisaną do połowy kartkę papieru i nie podasz mi dłoni, wyciągając mnie z wąskiej szczeliny pomiędzy biblioteczką, a ścianą. boję się, że sam ukryjesz się pod biurkiem, bądź, co gorsza, przekroczysz próg mieszkania, wychodząc na korytarz. och proszę, nie schodź po schodach, nie dotykaj klamki, nie otwieraj głównych drzwi!
nie pozwolę Ci zniszczyć siebie codziennością.