z nieskrywaną radością spoglądam przez okno na rozpościerające się ponad całą okolicą niebo. swoim subtelnym, a jednocześnie tak intensywnym błękitem podrywa mnie do lotu, jak i zalewa oceaniczną falą. powinnam niesfornie bawić się z mewami, starając się prześcignąć je w powietrzu czy może szukać rozgwiazd na piaszczystym dnie?
och, mam tyle do opisania! zadziwiająco późno zabrałam się w tym roku za letnie wspomnienia.
pamiętam, jak dzień przed zakończeniem roku szkolnego musiałam przyjść na próbę, na której nie robiłam niemal zupełnie nic. pamiętam, jak w ten sam dzień postanowiłam pójść gdzieś na piechotę i ostatecznie doszłam do okolicznej wioski o nazwie Klępino, chociaż byłam pewna, że idę w kierunku Żarowa. pamiętam, jak po zakończeniu roku pojechalam na imieniny dziadka organizowane na działce, a potem znów szłam kilka kilometrów na piechotę, by spotkać się z dziewczynami w pubie. Moniś wmówiła nam, że zrobiła sobie kolczyk w nosie, uświadomiłyśmy sobie, że naprawdę dziwnie wychodzi się z baru, kiedy jeszcze jest jasno, a także że Paulinka jest wyjątkowo wybredna, jeśli chodzi o słodycze. pamiętam, jak na początku lipca pojechałam z mamą do Szczecina i wsiadłyśmy do pociągu, który przejechał wcześniej niemal całą Polskę. mamma mia! pamiętam, jak otwarto Arkonkę i moja kuzynka spędzała tam właściwie każdy dzień. pamiętam też letnie wyprzedaże w Kaskadzie, pierścionek, który utknął mi na palcu i usilne próby połączenia mojej diety z bubble tea o smaku hibiskusa i róży. już nigdy więcej nie kupię sobie jasnego portfela. pamiętam, jak zrobiłyśmy sobie grilla na tarasie, a Roksana próbowała rozpalić ognisko, używając zniszczonego krzesła jako paliwa. pamiętam też wyjątkiowo upalny dzień, kiedy poszłam na piechotę do Wołczkowa, a potem przez cały czas piłam kawę. w ten sam dzień po raz pierwszy i ostatni odwiedziłam Arkonkę. tylu ludzi! pamiętam, jak w tym czasie rozkwitła moja miłość do gier sim date od Pacthesis. nic tak nie poprawiło moich umiejętności posługiwania się językiem angielskim, jak to, nie wspominając już o tym, że poruszyły one moją wyobraźnię i dostarczyły wiele inspiracji do tworzenia nowych wymiarów ~ cóż, może to dlatego, że wreszcie zaczęłam czytać dialogi.. początek lipca był też czasem wielu spacerów. pamiętam, jak poszłam na piechotę do Żarowa i bardzo żałowałam faktu, że szłam naprzód aż do granic moich możliwości, a przecież musiałam jeszcze wrócić do domu.. ten dzień smakował sokiem pomarańczowym. pamiętam też pieszą wycieczkę nad Miedwie i wielki ból, kiedy trafiłam w dziurę w rozkładzie jazdy autobusów i znów musiałam wracać na piechotę. nie mogę nie wspomnieć o wycieczce do Szczecina, kiedy postanowiłam pojechać na same krańce miasta, przechodząc ostatecznie przez cały Mierzyn. widok tramwaju z klimatyzacją niezmiernie mnie wtedy ucieszył. pamiętam, jak odwiedził mnie Nanashi - pojechaliśmy nad Miedwie, poszliśmy na chińskie jedzenie, a na sam koniec zrobiliśmy piknik bez jedzenia wśród zbóż. pamiętam, jak zrobiliśmy rodzinnego grilla na działce w środku ulewy i rozbiliśmy obóz złożony ze stołków na środku trawnika pod ogrodowym namiotem. pamiętam, jak pierwszy raz w życiu poszłam na depilację brwi - od tej chwili za każdym razem mówię sobie, że zrobię tego już nigdy więcej, cóż. pamiętam, jak pojechałyśmy z moją kuzynką do babci, robiłyśmy maraton wszystkich części Harry'ego Pottera, aczkolwiek nie dokończyłyśmy go aż do dzisiaj. razem weszłyśmy też na kolegiatę i oglądałyśmy Stargard z tamtejszego punktu widokowego. udalo nam się pojechać też nad Miedwie, gdzie piłyśmy kawę z Rubiconu. mają naprawdę ładne kubki. ten czas pełen był niezdrowego jedzenia i równie niezdrowych napojów. chwilę później jechałyśmy już do Rewala. ej, ona ma koszulkę, jak ty koszulkę! spacery, Przystań Rybacka, za duża ilość pocztówek, pokój na samym parterze, wychodzenie oknem, pierwsza podróż koleją wąskotorową, spacer boso do Trzęsacza, pan stojący na rusztowaniu przy wielkim garze z kapuśniakiem i kasjerzy z Polo Marketu, którzy zapraszali nas na imprezę. pamiętam jeden magiczny moment, kiedy w Rewalu pojawiło się zadziwiająco wielu ludzi. poszłyśmy wtedy na plażę i siedziałyśmy na piasku, wpatrując się w lampiony pnące się ku górze. nie mogę nie wspomnieć o obowiązkowej wizycie w Gospodzie podczas porwrotu do domu. "Ostatnie noce wielkich mistrzów"! pamiętam, jak bardzo cierpiałam ze świadomością, że opaliłam się na strój kąpielowy. późniejsze dni minęły mi na kolejnym zagłębieniu się w gry sim date i Simsy, gdyż wtedy na Originie pojawiła się promocja z pakietem gry ze wszystkimi dodatkami. nie mogłam tego przegapić! w tamtejsze lato przeczytałam także sporo książek. pamiętam, jak siedziałam w parku z "Weronika postanawia umrzeć" Paulo Coelho. pamiętam też, jak na początku sierpnia wydawało mi się, że ocknęłam się ze snu, że wreszcie wróciłam i że znów mogę tworzyć.pamiętam, jak pojechałam na imprezę do Michała i tam wpatrywałam się w gałęzie młodej śliwy, odszukując tam swoją duszę. założyłam sobie wtedy dziennik, który teraz bardzo przydaje mi się do wspomnień, a który, jak zazwyczaj, porzuciłam bardzo szybko, razem z kłamstwem rzekomego odrodzenia.pamiętam, jak odkryłam wtedy Winstony jagodowe - ich smak nadal ma w sobie coś z letniej beztroski. pamiętam, jak pojechałam z dziewczynami do Rewala, jak spóźnił nam się pociąg, a chłopak siedzący obok Paulinki śmiał się z naszych rozmów o Klanie. picie tequili było bardzo złym pomysłem. pamiętam, jak pojechałyśmy z Moniś koleją wąskotorową do Pogorzelicy, skąd przeszłyśmy do Niechorza, idąc szlakiem wspomnień. pamiętam monstrualne zapiekanki, okrutną prawdę o reklamie oceanarium, kreskówki w telewizji i program dokumentalny o Adidasach. pamiętam, jak spacerowałam z Paulinką po mieście i jak jadłyśmy kurtroszkołacze, a potem oglądałyśmy zachód słońca na plaży. pamiętam urodziny Ewy i bubble tea podczas czekania na autokar. pamiętam, jak razem z Mateuszem i jego znajomymi pojechaliśmy na pokaz fajerwerków w Szczecinie, zaparkowaliśmy nie wiadomo gdzie, a potem przedzieraliśmy się przez krzaki, by trafić na Wały Chrobrego. kilka dni później pojechałam razem z moją kuzynką na Frajdę, lecz znów tylko jako osoba towarzysząca. pamiętam, jak napisał do mnie Bartek i zaproponował, bym pojechała z nim na nocne obserwacje nieba. pamiętam poją radość zmieszaną z późniejszym rozczarowaniem faktem, co takiego stało się z tym obozem. pamiętam, jak spałam w namiocie, a Bartek recytował z pamięci fragmenty dziwnych niemieckich filmików. już nigdy nie zagram z nim w żadne zagadki i geograficzne quizy! pamiętam, jak czekaliśmy w Stepnicy na busa do Szczecina, jak pojechałam do domu mojej kuzynki okupowanego wówczas przez moich dziadków. spacery, książki, La Rocca! pamiętam, jak próbowałam przejechać się tramwajem turystycznym, ale niestety na niego nie zdążyłam. pamiętam, jak wróciłam do domu, by dwa dni później znów wrócić do Szczecina. piłam wtedy cztery kawy dziennie, a dni spędzałam na spotkaniach i spacerach. miałam zobaczyć się wtedy z Domim, ale nie potrafiliśmy się ze sobą skutecznie porozmieć. pamiętam osiemnastkę u Oli, gdzie poznałam kolejnego Mateusza, który okrutnie mnie okłamał i na którego jestem zła po dziś dzień. pamiętam wycieczkę do Szczecina ze Słoikiem, kiedy to słuchaliśmy kwartetu instrumentów dętych w Różance. pamiętam też ostatnią wycieczkę nad Miedwie. piłam wtedy sok z brzozy. wakacje zwieńczyła impreza u Faktka, na której wszyscy zachowywali się tak miło, że prawie dałam się oszukać. a nie powinnam!
przez całe lato obejrzałam sporo filmów, jak i odcinków "Gry o Tron". jestem zadziwiona! natknęłam się też na intrygujące anime o mechach, co dziwi mnie jeszcze bardziej, kolejny raz obejrzałam "Ristorante Paradiso", tracąc zmysły z zachwytu, jak i skończyłam "Inari Konkon Koi Iroha". żałuję, że nie stawiałam sobie żadnych wakacyjnych postanowień - a nuż byłabym zadowolona!
prawdę mówiąc myślałam, że poprzednie lato wspominać będę z mniejszą radością, nie mówiąc już o jakimkolwiek sentymencie. było ono intensywne, a jednocześnie przygaszone. miałam wrażenie, że w rzeczywistości, a nawet i w fikcji, nie uczestniczę w wydarzeniach, w jakich brałam udział.
moja dusza ukrywała się wśród gałęzi, dopóki nie spadł z nich ostatni listek.