Dzień jak codzień, wstałem, ubrałem się, zjadłem sniadanie, poszedłem nad jezioro, zwykłe życie w zwykłej szarej codziennosci, cały dzień miałem refren z kawałka Buki ,,37":
,,Masz 37 powodów by się zabić
37 worków, a w środku cannabis
od wtorku do wtorku tak mija Ci tydzień
37 wątków w komiksie zwanym życie"
Gdzie nie poszedłem, w koło tylko to... zacząłem sie zastanawiać nad swoim życiem, nad jego sensem i innym tego typu rzeczami...
Czuje, że powinienem się zacząć leczyć bo zaczyna mnie boleć strata niektórych ludzi, na którch chcę mieć tak bardzo wyjebane, to normalne, że ludzie przychodzą i odchodzą, cały czas byłem na to gotowy i kiedy to przyszło byłem naprawde szczęsliwy, w sumie? to czekałem na to ale się myliłem, ból przychodzi z czasem, gdyby nie garstka ludzi która ze mną jest, już by mnie tu nie było, jestem im wdzięczny za to, że gdy budzę się z bólem w sercu bo nastał ten kolejny dzień, wystarczy, że pomysle o nich i wiem, że ktos jeszcze jest komu na mnie być może zależy, niby nie wiele, a jednak, mimo to, czuje, że życie nie jest czyms dla mnie, nie cieszę się nim, wręcz mam na to wyjebane, czasem jestem zły sam na siebie, że nie umiem się wyzbyć emocji...
Pewne jest jedno, kiedys odpierdoli mi do reszty i odejdę stąd do bezkresu, który gdzies tam może jest... ale nie odejde sam, zabiorę ze sobą paru skurwysynów którzy na to zasługują...
,,przyjaźń, duma, godnosć to wszystko co mam..."
Kaczor