"Źle się dzieję w państwie duńskim" - Tylko to zdanie nasuwa mi się na myśl o mojej dotychczasowej egzystencji.
- Przesadzasz, znowu wszystko wyolbrzymiarz, nie pier... nie no przeklinać to mię tu nie będą, O!
Możliwe, że przesadzam, może ktoś kiedyś mnie tego oduczy, póki co jestem sobie jak to pięknie ujęły niektóre znajome mi niewiasty:
"- Rozpieszczony jedynak z przerośniętym ego i wzrokiem krótszy niż własny nos. Do tego bezczelny, chamski i w ogólę diabeł wcielony!!!111oneone!!111one!" No, to tyle tytułem początku. Zacznijmy więc moją przygodę:
Jeśli w miarę szybko czytacie polecam do notki poniżej posłuchać soundtracku, o który opierałem się podczas pisania.
http://www.youtube.com/watch?v=ZDU2nwofGtA
Obudził się z przekonaniem, że dzień minie szybko, standardowo. Znowu miał go zmarnować, jak zwykle. Niestety wszystko zmieniło się, w okolicach przedpołudnia, wiadomości jakiego do niego dotarły przeszyły jego serce niczym strzały. Najpierw próba "3 dni", następnie MIESIĘCZNA banicja, wyjazd z królestwa w dalekie nieznane ziemie. Początkowo ogarniał go gniew, niesamowity. Później gdy zrozumiał parę spraw stał się smutny, miał ochotę nawet wypuścić łzę rozpaczy, tak się nie stało. Mimo, iż nie spotyka się ze swoją ukochaną (oczywiście wielbi ją potajemnie, jest zbyt słaby, żeby wyznać uczucia) zbyt często, zamieniają tylko parę słów, wieść, iż może jej nie widzieić przez cały miesiąc wielce go zasmuciła. (Nie wiedzieć czemu. Okres letni był przecież tym, w którym odcinał się od "tego" świata, jak większość jemu podobnych, toteż smutek nieco nieuzasadniony). Pisząc te słowa był zmęczony. Schował pióro, zatkał kałamasz z atramentem. Zgasił świecę podmuchem, z niechęcią położył się na swym łożu. Jak zwykle Ona. Nie dawała mu zasnąć jakiś czas, w końcu zamknął powieki, wyrównał oddech i zasnął. Zasnął w nadziei na lepsze jutro. Jak zwykle...