Między słowami uciekają mi emocje. Zamieszkała we mnie nieswojość, zaraz obok popiołu nieśmiałości i dymu. Mam problemy z percepcją rzeczywistości. Nie szukam kontroli, nie patrzę w oczy. Świat krąży, a ja z nim. Żyję, bo żyje. Umieram, bo umieram. Na najprostrze pytania odpowiedź wcale nie przychodzi najłatwiej. Zobojętniałam, zawiesiłam się w przestrzeni. Nie ma w moim życiu nic, na czym bardziej by mi zależało. Fascynacja, albo chociaż jakiekolwiek zainteresowanie są mi obce. Nic mnie nie wzrusza, nic nie przejmuje. Optymizm, głupota, czy uczuciowa wegetacja?
zdjecie sprzed ho-ho
(brawcia za ostrość! <ściana>),
przydałyby się jakieś nowe.