Miałam ostatnio mały kryzys i nie pisałam, bo było mi wstyd przed sobą. Ale dostałam nauczkę, bo zjedzenie kilka razy nabiału, gdy już odzwyczaiłam od niego organizm odegrało się na moim brzuchu i cerze. Muszę jeszcze zadzwonić do gastrologa. Jak to sobie tu napiszę, to nie będę w stanie złamać swojego słowa.
Znów zaczęłam gotować (wcześniej działałam na tym co mrożone albo co było w domu, a w tym domu jeśli ja nie zrobię, to nic wegańskiego nie ma). Dwa dni temu zrobiłam mleko kokosowe, ale nie zrobiłam zdjęcia bo zjadłam w jeden wieczór i kolejny ranek. Polecam! Tania opcja, kiedy nie ma się pieniędzy na kupcze mleko. Tylko trzeba dosłodzić, inaczej kiepsko.
Na zdjęciu widać też makaron z sosem, który zrobiłam z soku pomidorowego. Dostalam od koleżanki, a że pić się nie dało, to uznałam że pokombinuję i ugotowałam razem z kotletami sojowymi i dużą ilością kukurydzy, bo kocham kukurydzę.
Na drugim zdjęciu pizza rożek z zeszłej soboty. Obchodziliśmy urodziny znajomej, to się poszło do pizzerii (bary wypełnione po brzegi) i przez to, że nie dało się dojść do porozumienia z pizzą, zjadłam to, oczywiście milion razy powtarzając "TYLKO BEZ SERA PROSZĘ", bo pani była nieogarnięta troche. Brak mi wege knajpek w mieście, naprawdę.
Na trzecim zdjęciu wegański majonez, który zrobiłam do hamburgerów. Później kotlety z soczewicy i kaszy jaglanej (robiłam za duże, więc niektóre się troszkę porozwalały), a na samym końcu hamburger (majonez, jarmuż, pomidory, ogórki, ketchup).
A w tym tygodniu mam jeszcze w planach nuggetsy z kalafiora i pesto z marchewki!