Dodaję dużo zdjęć, bo zebrało mi się z kilku dni. A to i tak nie wszystko, bo nie ma sensu bym robiła zdjęcia kanapkom, płatkom z mlekiem sojowym albo zwykłym przegryzkom. Mogę jedynie powiedzieć, że wczoraj miałam na obiad pierogi z kapustą, bo babcia mi przyniosła. Chociaż boję się, czy ona robi jedzenie wegańskie. Na pewno przynosi mi to, co bezmięsne, ale obawiam się że używa jajek i czasem mleka. 

I skończyły mi się płatki owsiane, a z chęcią bym zrobiła 3składnikowe naleśniki.

Ale przechodzę do zdjęć. Na pierwszym  mam makaron i brokuły, które przyniosła mi babcia, więc tylko odsmażyłam na maśle roślinnym i posypałam płatkami drożdżowymi. Na drugim zdjęciu (mam nadzieję, że kolejność się będzie zgadzać) omlet z pomidorami, śmietaną sojową i szczypiorkiem. Przepis stąd. Polecam, robi się szybko i jest smaczne. Nie licząc tego, że zapomniałam dodać przyprawy i troche za duży mi wyszedł (przez co nie upiekł się dobrze w środku i nie dałam rady całego zjeść), to naprawdę super na kolacje/śniadanie. Na trzecim moja dzisiejsza tofucznica ze szczypiorkiem i pomidorami. Ogółem uwielbiam to robić, bo zajmuje mi to chwile i jest pyszne, ale chyba trafiłam na zepsute tofu, bo podczas smażenia wydzielał okropny zapach (mama nie chciała wejść do kuchni, póki jej nie wywietrzyłam) i się za bardzo kruszył. W każdym razie również polecam. Na czwartym zdjęciu mam pokrojonego brokuła. Zalałam go wrzątkiem i zamierzam włożyć do zamrażalki. Będzie na przyszłość do makaronu albo do sosu warzywnego. Na piątym zdjęciu przygotowania do mojego "sosu" wielowarzywnego. W sumie zawsze to robię, gdy nie mam ochoty niczego wymyślać, bo robi się to w miare szybko i można użyć wszystkiego, co się ma w lodówce. Akurat tutaj usmażyłam na wodzie najpierw cebulę z przyprawami, później dodałam mrożonego kalafiora, fasolkę szparagową (też mrożoną), paprykę konserwową, ogórka, kukurydzę, zamrożoną soczewicę z kiedyśtam, tak samo fasolę, do tego jeszcze brokuły z czwartego zdjęcia, a na końcu wrzuciłam odsądzone z zalewy pomidory z puszki. Dałam też dwie łyżki ostrego sosu, który dostałam od koleżanki w słoiczku. Oczywiście przyprawy jeszcze i siemię lniane*. Smażyłam dopóki nie wyparowała woda. Gotowy produkt widać na ostatnim zdjęciu. 

Zdjęcie szóste i siódme to inspiracja zaczerpnięta od Cheap Lazy Vegan. Zrobiłam troche za dużo tego "sosu", więc uznałam, że przełożę do pudełeczek. Jedno pójdzie do zamrażarki, jako danie do odgrzania, gdy nie będę miała kompletnie czasu by cokolwiek przygotować, a drugie pudełeczko, mniejsze, wezmę jutro ze sobą do szkoły. Mam klub książki prawie od razu po lekcjach i nie zdążę wrócić do domu, a ostatnio mam problemy z brzuchem, więc nie ma sensu męczyć się przez dziesięć godzin będąc głodnym. Zwykle do szkoły przynosiłam w pudełeczku pokrojone owoce, ale to mnie nie syciło na długo, więc czemu by nie przynosić do szkoły całego obiadu? Uważam, że to świetny pomysł, chociaż ludzie mogą się dziwnie patrzeć. Who cares.

*uznałam, że będę dużo jeść siemienia ze względu na jego składniki. Dla mnie on zbytnio nie smakuje, więc potraw nie psuje. W pewnym momencie przechodząc na weganizm zauważyłam, że znikły mi plamki z paznokci, z którymi się zmagałam od dziecka. Niedawno znów zauważyłam na jednym paznokciu. A wczoraj przeczytałam, że siemię lniane pomaga na skórę, włosy i paznokcie i przypomniałam sobie, że przez jakiś czas codziennie posypywałam nim kanapki, a jakiś czas temu przestałam. Może się mylę, ale widzę tu jakiś związek i jeśli ma mi pomóc - czemu nie?

Planuję jeszcze dziś poćwiczyć. Chcę być fit healthy vegan, więc już od tygodnia zaczęłam intenstywnie ćwiczyć w szkole, ale wiem, że to nie wystarczy i chcę chociaż raz w tygodniu ćwiczyć jogę albo mel b. Czas wyrobić sobie kondycje i zmienić tłuszcz w mięśnie.