Ręką złapałam łańcuch na szyi Duszy, a drugą trzymałam Matiego z rękaw jego koszuli. Nogi mi się ślizgały,, a czekało najgorsze, górka się skończyła, a było za mało czasu by wsiąść na Duszę. Wbiegliśmy do jakiegoś budynku -Run!- krzyknął po angielsku to jakiś mężczyzn Mati. Został nam tylko skok przez drugą lokomotywę, myślałam że ręka mi ze stawu wyleci. Konie zgrabnie pokonały przeszkodę i biegły dalej. Nagle się wywróciłam. Mati chciał zawrócić, ale wyprzedził go Los, popchnął mnie do przodu, a sam zniknął w obłoku dymu. -Los!- wrzasnął Mati, pełen bólu i rozpaczy. Musieliśmy biec dalej. W lesie wybuchł pożar, jechaliśmy we dwójkę na Duszy. Nie patrzałam do tyłu, po prostu prowadziłam Duszę tam, gdzie było bezpiecznie. Na drodze stanęła nam kilkunasto metrowa przepaść. Zostało nam skakać. Woda była lodowata, a ja nieprzyzwyczajona do takich skokó (było skakać z chłopakami z wodospadu) zachłysnęłam się wodą, jedyne co pamiętam, to to że Mati mnie złapał za rękę i wyciągnł na powierzchnie.
Obudziłam sie na brzegu rzeki, nie wiem skąd, ale był tu także Wartki Potok. Dusza i Mati rozpaczali po stracie przyjaciela.
-No nie płacz już, nie warto przecież tak, na tej łzie nie kończy się świat...- zaśpiewałam fragment kołysanki, którą zawsze śpiewał mi Wiatr. -Łatwo ci mówić...- odparł Mati -Dusze Wiatru muszą być przyzwyczajone, ludzie i zwierzęta odchodzą i przychodzą, taka jest kolej rzeczy, taka jest wola św. Heleny...- nie dokończyłam gdy rozległy się strzały. -Wujek! Co on tu robi?- powiedział oszołomiony Mati -Nie wiem, ale trzeba wiać!- okrzyknęłam i wsoczyliśmy na Duszę. Uciekaliśy przez kanion, aż znaleźliśmy się na jeggo samym czubku. Za nami pogoń, przed nami przepaść -Rzeka, czy my zawsze musimy mijać przepaście?- powiedział Mati, ale nie doczekał się odpowiedzi. Dusza spojrzała na brata, a ja na Wartki Potok. -Trzymaj się...- powiedziałam do Matiego, a ten złapał mnie jeszcze mocniej. Dusza wycofała się do tyłu -O nie...- powiedział młody Anglik, ale znowu nie usłyszał odpowiedzi. Przypomniały mi się słowa Wiatru -Nawet jeśli mnie nie będziesz widziała, to wiedz, że
i tak będę przy tobie-. Nie mogłam się poddać, -Waśka!- krzyknęłam i konie ruszyły. Rozpędzone odbiły się od krawędzi i poszybowały. Czułam jak Mati wbija mi łokieć w żebro, czułam wiatr na twarzy. Chłopak miał zamknięte oczy, nie wierzył, że się uda. Szturchnęłam go łokciem -Patrz!- wyszeptałam, a on otworzył oczy -Wow...- wyszeptał. Skok był udany znaleźliśmy się na drugiej stronie. -Mateuszu Jonathanie Jhonie Jhones, jesteś wolny!- oznajmił wujek Matiego. -Ach, dziękuje wujku! Żegnaj!- okrzyknął Mati i ruszyliśmy za Wartkim Potokiem i Mustangiem do wioski. Wioska wyglądała jak riuny, wszędzie był popiół, a ludize odbudowywali swoje namioty. Spojrzałam na Matiego, zrezygnowanego, nie wierzył że spotka swojego przyjaciela. Nagle Wartki Potok zagwizdał i za obłoku dymu wyszła Rosa i kto... Los! Dusza szybko do niego podbiegła, a Mati z niej zsiadł i przytulił go. Po krótkim powitaniu, nastąpiło pożegnanie z Indianinem. Gdy już byliśmy trochę dalej okrzyknęłam -Waśka!- i ja i Mati, oraz Dusza, Los, Rosa i Mustang ruszyliśmy do domu. -Mati, byłeś światełkiemw tunelu, w najbardziej beznadziejniej sytuacji, dlatego dostajesz ode mnie imię Słońce!- okrzyknęłam radośnie -A teraz prowadź do domu!-
-Ale jak? Nigdy tam nie byłem...-
-Słyszysz wiatr? To on cię prowadzi...-
Długa była droga do domu. Mijaliśmy lasy (takie jak na zdjęciu) i pustunie, bezkresne stepy, aż wreszci usłyszałam radosny okrzyk orła -Altivo! Witaj!- okrzyknęłam również radośnie. Znaleźliśmy się na wzgórzu nad pastwiskiem...