z dedykacją dla Gruuuubaska.
czasem po prostu się spaceruje i spośród zawiłości myśli krążących gdzieś w bliżej nieokreślonej przestrzeni wpada ci do głowy jeden mały pomysł.
siedzi w zakamarkach umysłu i rośnie. puchnie jak ciasto drożdżowe. dosłownie wylewa się uszami!
tak czasm bywa.
tak też miałem ja.
mój pomysł był mniejszy niż inne pomysły, na początku ledwo go poczułem. bez pukania i bez wyraźnego zaproszenia wtargnął tak o sobie, dziarskim krokiem do mojej na razie podświadomości. siedział w niej, objawiał się w snach... stopniowo robił się coraz bardziej bezczelny i arogancki. myślałem o nim już o każdej porze dnia i nocy. i nawet obudzony o jakiejś nieludzkiej godzinie, zamiast pomyśleć "co za debil mnie obudził", albo "pośpię sobie jeszcze kilka minut', albo "hęę?" pomyślałbym o tym pomyśle.
niby każdy ma pomysły. inaczej bywa z ich realizacją... ale mój pomysł był inny. jakby nie mój... a może tak bardzo mój, że poznał nie na wylot i w całym moim ciele urządził sobie siatkę wywiadowczą, tak że każdy neuronik, każda mała komóreczka była na jego zawołanie. mój pomysł wiedział wszystko.
gdzieś w głowie zorganizowałem sobie azyl. mały pokój, w którym mogłem się zamknąć i przeczekać aż pomysł pójdzie w cholerę. miałem w nim fotel obity skórą. dębowy stolik i barek z whisky, bo jakżeby inaczej z natrętną myślą inaczej wytrzymać.
stukał do drzwi, nawet walił z całych sił, ale byłem nieugięty. namawiał, kusił, błagał, podskakiwał ze złości i robił się czerwony na buzi, wiem, bo zamontowałem w drzwiach judasza, a co się będę, to mój umysł.
pomysł był bardzo natrętny, cierpliwy, uparty... te cechy czyniły go niezniszczalnym pod każdym względem.
i kiedyś umilkł..
na początku się ucieszyłem... milczał, a ja dalej siedziałem w pokoiku. milczał, a ja dalej w pokoiku. milczał a ja dalej w poko... milczał a ja dalej w.. i tak w kółko...
ale stał się coś nieprzewidzianego. coś niemożliwego.
skończyła się whisky... i co teraz.. pomyślałem, że to dziwne, w wyobraźni dzieją się takie rzeczy? trzeba wyjść na zakupy...
popatrzyłem przez judasza.. pusto, a na horyzoncie sklep. też się zdziwiłem...
otwieram, wychodzę, dwa kroki i nic, cztery kroki i nic, sześć kroków i nic, dziesięć i nic, nabrałem pewności siebie i ruszyłem do sklepu uzupełnić zapasy. lubiłem siedzieć w tym pokoju. wszędzie dobrze, ale w wyobraźni najlepiej, jak mawia stare, dobre przysłowie.
już sięgam za klamkę, już słyszę dzwonek zawiadamiający sprzedawcę, że ktoś wchodzi i nagle coś jakby uderzenie w policzek. silne, palące, takie po jakim zostaje czerwony ślad. skubany pomysł, zdradziecki i podstępny. dorwał mnie... amen, stało się, kości zostały rzucone, wpadłem jak śliwka w kompot...
napisałem...
Jaśnie Pan (3-02-2009 21:13)
cześć
Użytkownik czikibuum
wyłączył komentowanie na swoim fotoblogu.
Inni zdjęcia: ... maxima24Pole rzepaku patkigd... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24