Do czwartku było dobrze. Jadłam co prawda ale bardzo malutko i tylko to co mi można. Ale w czwartek po południu przyjechała babcia, mama się jej pochwaliła, że się odchudzam i po prostu dostałam opierdol... "Przecież jesteś szczupła! Chcesz wyglądac jak patyk, żeby cię byle wiatr przewrócił? Ja ci tu ciastka przywiozłam. Masz i jedz bez gadania." Nawet po tym jak zobaczyła ile ważę stwierdziła, że nawet jakbym trochę przytyła to by sie nic nie stało. Widac moje 64,9kg nie robi wrażenia, nawet przy wzroście 164cm. Póki babcia jest u mnie to nici z mojego odchudzania. Biega za mną i wciska mi cały czas jakieś jedzenie. W poniedziałek jedzie więc będę mogła robić swoje. No ale codziennie ćwiczę :) skalpel Ewy Chodakowskiej i skakankę. Niech ten śnieg wreszcie się topi bo ja chcę na rower i rolki.
A jak tam u was? Jakie postępy?