Szum pustoszący jej umysł znikł. Otworzyła oczy. Wciąż tkwiła w pokoju, tyle, że oprócz niej i siedzącego na łóżku Archer nikogo nie było. Archer siedział po turecku z naciągniętą na głowę czapką. Podbródkiem opierał się o dłonie, które ściśnięte miał w pięści. Bacznie się jej przyglądał.
Veronica chciała się podnieść, ale kiedy tylko lekko się poruszyła poczuła jak bardzo ją wszystko boli.
- Fajnie tu, no nie?[ zapytał z błyskiem w oku]
- Co tu robisz?[ zapytała sprawdzając rękami czy nie połamała nóg] Powinieneś być w szpitalu.
- Jestem.[ uśmiechnął się szyderczo]
Zakręcił dłonią i z końcówek jego palców trysnęły fioletowe, mieniące się takie coś trudne do nazwania. Fioletowa chmura zaczęła wypełniać pokój, a gwiazdki dawały migoczące światło. Archer wstał i uchylił okno. Pyłek wydostał się na zewnątrz i osiadł na niebie. Widok był przepiękny.
- Ty śpisz i ja śpię.[ kontynuował] jak byłem w Hekate to jeden z nauczycieli mówił, ze magicy mogą przedostawać się do cudzych snów. Napomniał też, że to zbyt trudne i niebezpieczne dlatego program nauki tego nie obejmuje. Sranie w banie![ prychnął] Jakoś nie miałem większych problemów, chodź muszę przyznać, że momentami ciężko było przedostać się przez bałagan który masz w głowie.
- Dziękuję.[ warknęła, udało jej się trochę wyprostować i usiąść wygodniej pod ścianą. Jak widać z nogami wszystko w porządku, ale dalej nie mogła się ruszać]
Przyklęknął przy niej i lustrował ją spojrzeniem. Zatrzymał się na nogach. Złapał ją za udo i mocno ścisnął. Krzyknęła z bólu. Chciała go odepchnąć, ale teraz już nawet rękami nie mogła ruszać.
- Uuuu.[ skrzywił się] Boli? To chyba jednak złamanie, będzie się długo goić. A druga?[ walnął ją w drugą bezwładną nogę, zacisnęła usta by nie krzyczeć] Chyba też. Kto cię tak załatwił?
- Nie dotykaj mnie, bo jak tylko odzyskam władzę to Cie zabiję.
- Taki wiem.[ uśmiechnął się] Zbijesz mnie.
- Powiedziałeś, że to chyba jednak złamanie. Skąd wiesz, ze o tym właśnie pomyślałam?
Jestem panem w tym świecie i mogę wszystko, przenikam do twoich myśli, czytam z nich jak z otwartej księgi, mogę Ci sprawić ból lub przyjemność.- usłyszała jego glos w głowie.
Znów ten niepokojący błysk w jego oczach i uśmiech. Nagle zrobiło jej się gorąco, ciepło atakowało ją od środka. Po chwili miała wrażenie, że ktoś chłodną dłonią głaszcze ją po karku i schodzi coraz niżej. Niewidzialny dotyk kręcił koła po jej spoconej skórze.
- Przestań![ charknęła, kiedy zorientowała się, ze to jego sprawka]
- Zdradzę Ci pewną tajemnicę. Nic Ci nie jest![ zrobił tak debilny wyraz twarzy jak Ci kolesie w reklamach próbując wcisnąć emerytom kolejny odkurzacz] Zemdlałaś, ale nie masz poważniejszych obrażeń, kilka siniaków i już. To, że nie możesz się ruszać to po części moja zasługa. Ale nie w tym rzecz. Teraz troszkę gorsza wiadomość. Będziesz miała połamane nogi już niedługo, a dlaczego? Podaj mi dłoń.[ niepewnie wciągną do niej ręce.]
Zrobiła to z niechęcia, ale musiała się dowiedzieć o co mu chodzi. Przez chwilę oglądał jej dłoń w skupieniu i milczeniu. Zamknął oczy i zaczął parodiować wróżbitę.
- Widzę śmierć, krew, tablicę i czekoladki![ zawył] Zostało Ci niewiele dni, musisz uciekać bo inaczej zginieszszszszss! Wyjedź na Florydę kup los i zaznacz takie numery ja: 6524..
Wyrwała swoja dłoń z uścisku i obrzucił go gniewnym spojrzeniem. Otworzył oczy spojrzał na nią pobłażliwie. Sięgnął po jej ręce, widać było, że chce a podnieść do pionu.
- Nie![ zaprotestowała w lęku przed niewyobrażalnym bólem]
- Nie ufasz mi?[ jednym zwinnym ruchem podniósł ja do góry ,a ona nic nie poczuła nawet chrząknięcia najmniejszej kostki]
Nic już nie bolało, oczywiście czuła się trochę poturbowana- trochę to dość delikatne określenie. Miała wrażenie, ze przebiegli po niej zawodnicy futbolu amerykańskiego. Ale pyzatym było dobrze.
- Widzisz.[ jego głos wyrwał ją z zamyślenie] Jesteś prawie jak nowa, czyli tak jak ciuch z Secend Handu. Dobra a teraz poważnie. Za kilka dni będzie tu jadka jakiej stanowa uczelnia w Californi w życiu nie widziała . Nie myśl sobie, że Cię lubię i dlatego Cię ostrzegam , ale chcę być fer ty dałaś mi te złote 30 sekund. Chcę żebyśmy byli na czysto. Ale jak spotkamy się twarzą w twarz to i tak się odegram za ten brzuch. Nie patrz tak na mnie. Mówię serio.
- Kiedy?
- Za dużo byś chciała wiedzieć. [ zatarł ręce] Nie wiem. Może za kilka dni, jutro, za dwie godziny albo od razu po twoim przebudzeniu. Nie powiem Ci dokładnie daty, bo nie jestem w stanie tego określić.
Nagle wszystko zaczęło się zamazywać, obrazy traciły ostrość.
- Co się dzieje?[ zapytała Vera, widząc jak Archer klnie pod nosem]
- Któreś z nas się budzi, zważywszy na to, że dostałem końską dawkę środków przeciwbólowych to zapewne ty się budzisz.
Veronica!- jej imię rozbrzmiewało dookoła. Od razu rozpoznała w Winstona.
- Albo ktoś cię budzi, szkoda tak miło się gadało. Twój chłopak?[ zapytał słysząc męskie wołanie]
- Spierdalaj![ warknęła]
- No to do zobaczenia.[ odwrócił się na pięcie i wyszedł przez wyimaginowane drzwi]
Wszystko się trzęsło, książki spadały z regału, lampa pod sufitem tańczyła swój osobisty taniec. Vera czuła, że coś ją wciąga w nieznaną otchłań. W pierwszym odruchu złapała się łóżka, ale doszło do nie, że jak będzie się opierać to za Chiny się stąd nie wydostanie. Puściła się i wszystko znikło.
- Jezu, co Ci się stało? [ pierwsze co zobaczyła to wielkie okulary Winstona] Dobrze się czujesz? Może masz wstrząśnienie mózgu?
- Jak nie przestaniesz mną trząść to będę miała. Idź po pomoc.
- Dasz radę sama?
- Tak!
Wybiegł, a Vera zauważyła, że Pat siedzi naprzeciw niej i wlepiła w nią swoje małe, przerażona oczka.
- Co tu się stało? Gdzie Alexis?[ prawie szlochała]
- Nie wiem. [ wbiła wzrok w swoje pomalowane paznokcie]