Jakie więc była moja radość gdy wpadłem na nią w drodze do pomieszczeniu szumnie kiblem zwanego. Było to bowiem określenie nazbyt wyniosłe gdyż większość bywalców owej knajpy wolała załatwić się w pobliskich krzakach ryzykując bluzgi od żula (że mu niby do łóżka srają)niż ryzykować bezpowrotnej podróży do tegoż miejsca. Pchnąłem sklejkową namiastkę drzwi i oto moim oczom ukazało się pomieszczenie idealnie wkomponowane w klimat knajpy: poodpadane kafelki w kolorze rzygowiny, toalety pozbawione klap (zapewne dla wygody) oraz podłoga niewiele różniąca się od tej na górze& wszędzie unosił się zapach jak by coś zdechło, wstało, weszło do kanałów, wróciło i jeszcze raz zdechło& prawdopodobnie było to jednak miejsce sterylne gdyż większość bakterii nie przetrwała tych warunków& Z jednej z kabin wytoczyła się znajoma postać, dopiero po chwili poznałem gościa, który pół godziny temu szalał po scenie. Popatrzyłem na jego twarz i już wiedziałem co się stało.
-Wkurzyła się? - facet popatrzył na mnie niemrawo-
-Taaa& ale skąd& - popatrzyłem na niego z miną znawcy-
-Wszędzie poznam ten charakterystyczny sznyt&
-Wszystko ładnie pięknie szło& mała jak ogień normalnie! Ale jak kazałem jej się obsłużyć to cos ją opętało& - uśmiechnąłem się tylko ironicznie gdyż nie chciałem uświadamiać biedaka, że powinien dziękować swojemu mrocznemu panu za ocalenie i pozostawienie na swoim miejscu pewnych istotnych części ciała&
- Wiesz mentalność księżniczki& to ją masz obsługiwać a nie na odwrót&
-To dziecko szatana a nie księżniczka - Po dłuższym zastanowieniu uznałem iż może coś w tym jest& w końcu jej matka nie mogła być człowiekiem& a przynajmniej nie normalnym&
Na górę wracałem szczęśliwy niczym stażystka z przedszkola, której udało się ogarnąć zerówkę w Mc Donaldze& ale oczywiście moi compadre maja mentalność przedszkolaków naćpanych kredą& ledwo znalazłem jedno to drugie gdzieś się zapodziało& tym razem Zuo& nie długo mi było jednak go szukać. Kierowany wiązanką bujnych epitetów dotarłem pod baru , gdzie czarnowłose dziecko walkirii z cholera wie kim mierzyło wzrokiem mojego kolegę& ehhh& Zou nigdy nie miało wyczucia chwili& zbulwersowane iż sprzątnięto mu piwo z przed nosa postanowiło upomnieć się o swoje. Chyba jednak zbyt mocno wziął sobie do serca historię o Dawidzie i Goliacie. Przez chwile obserwowałem groteskowa scenę gdzie Zuo piekląc się klął ja szewc na swojego przeciwnika nie myśląc o tym iż ten może jednym kopniakiem nauczyć go wysokiego C& W końcu oponent wstał i teraz dopiero uświadomiłem sobie w jak głębokie gówno wpakował się mój compadre, a było one odwrotnie proporcjonalne do rozmiaru beernappera& czyli dość głębokie. No to po nas& Teoretycznie powinienem rzucić się na pomoc jednak rozważając za i przeciw to chyba kilka złamanych kości nie zrobi Zu różnicy& pomiot wikingów złapał mojego compadre za koszulkę podniósł na wysokość hmmm& wysoką, spojrzał na mnie i widząc moja miną a la zsikany pięciolatek puścił na podłogę&
- Knajpa knajpą ale chamstwa tolerować kurwa nie będę - powiedział a w zasadzie wygrowlował mi to prosto w twarz& ok. to było dziwne ale wolałem nie wnikać w szczegóły i denerwować łaskawcy. Chwyciłem Zuo i prawdopodobnie łamiąc zasady fizyki wróciliśmy do stolika, gdzie reszta ekipy
Ze stoickim spokojem buddyjskiego mnicha obserwowała całe zajście. Popatrzyłem na nich i kolejny raz nie mogłem dojść do ładu& na miejscu, które jeszcze nie tak dawno było moje siedział teraz Moria& tym tym tym& w tej chwili dotarło do mnie że to będzie cholernie długa i bolesna noc przeżarta metalem do cna!