Oni byli tacy, że jedno bez drugiego nie mogło żyć - mówiła siostra Marka. - Miał 16 lat, kiedy nam ją przedstawił i powiedział, że to będzie jego żona. Na koniec to było dwoje chorych ludzi, którzy się sobą opiekowali. Jej choroba trwała dwadzieścia lat, wszystko było na jego głowie. On też zaczął mieć problemy z równowagą, przewracał się na ulicy. Raz sąsiad pomógł mu wstać i mówi zdziwiony: - Marek, przecież ty jesteś trzeźwy! Bo brat miał chorobę alkoholową, ale mimo tego opiekował się Danutą. Przychodziła też pielęgniarka środowiskowa, dwa razy dziennie na godzinę. Finansowo im pomagaliśmy, bo żyli z jednej renty Danuty.