4 część opowiadania Justyny <3
Pik, Pik, Pik... Żyje, Żyje Anita Żyje. Ewa jakby w amoku ciągle powtarzała to słowo :Żyje:. Od wypadku minoł tydzien, lecz dziewczyna nadal była w śpiączce. Wszyscy się bali, ale wierzyli że wyjdzie z tego. Przecież to była tak silna dziewczyna. Nagle z gabinetu lekarza prowadzącego wyszła zapłakana mama Anity. Podeszła do Ewy, przytuliła ją, wyszeptała
-Żyje
-Ale... w tej chwili nie potrafiła nic powiedzieć, bezgłośnie zaczeła szlochać
-Proszę, niech pani mi powie, Proszę. szarpneła ją Ewa
-Nie wiadomo czy z tego wyjdzie, jest w ciężkim stanie, ma liczna obrażenia wewnętrzne a jej organizm ciągle słabnie.
po tych słowach matka dziewczyny zaniosła się głośnym płaczem, bezsilnie opadła na podłogę. Ewa stała, jakby została ogłuszona, stała jak kamień, po jej policzku popłynęła słona łza. W jej oczach można było dostrzec ból i strach, dziewczyna nagle zaczeła szybciej oddychać. Chciała podbiec do lekarza szarpnąć go i krzyknąć
-Od czego wy tu jesteście do Cholery, zróbcie coś, Ratujcie ją. !! Ona musi Żyć. Musi...
Ale nadal stała w tym samym miejscu. Pielęgniarka podała jej coś na uspokojenie i pozwoliła wejść do dziewczyny, bała się. Bardzo się bała. Jej przyjaciółka, którą traktowała jak siostre, leżała taka blada, bezbronna, wśród tej aparatury i kabli. Niepewnym krokiem weszła do białej sali, usiadła koło niej. Poprawiła Anicie grzywkę która upadła jej na policzek, była taka zimna, lodowata wręcz. Taka jak by z jej Ciała uszło całe życie. Jej twarz miała kamienny wyraz, lecz Ewa znów zaniosła się płaczem. Jej słone łzy spłyneły po policzku i skapnęły na dłoń jej przyjaciółki
-Przepraszam. wyszeptała
-To wszystko moja wina
-Musisz z tego wyjść, jesteś cholernie silna.
-Rozumiesz??? Musisz. te słowa wykrzyczała, opadając na podłogę.