Historia jst autentyczna i jej autorka bedzie wdzięzna za Wasze wszelkie opinie i rady. Ja już swoją napisałam, ale moze faktycznie lepiej jak wypowie się więcej osób! :*
https://www.youtube.com/watch?v=wmOlBR-h_70
Było tak cudownie.. Ale wszystko się skończyło..
styczeń-luty 2013
Dzień w dzień spędzałam czas z Nim. Codziennie spotykaliśmy się na mieście. Było -30 stopni ale nic nam nie przeszkadzało. Rzucaliśmy się w śnieg, biliśmy śnieżkami, całowaliśmy, przytulaliśmy.. Jak w bajce. Każdy ranek wyczekiwałam tylko naszego kolejnego spotkania. Nie umiałam myśleć o niczym innym. Tęskniłam za nim nawet wiedząc, że zaraz nadejdzie pora, że się zobaczymy. I wracałam do domu najszczęśliwsza na świecie. Te czasy były jak z typowej komedii romantycznej. O takich początkach marzy każda dziewczyna. I nie chodzi tu o żadne randkowanie w kinie. To były prawdziwe spotkania, szczęśliwe, wspólne.. Pierwsze słodkie smsy, pierwsze nieśmiałe pocałunki..
14 luty 2013
Walentynki i początek oficjalnego związku. Kolacja, świece.. i najcudowniejszy On. Jak mogłabym odrzucić Chłopaka, który był moim ideałem. Gęste ciemne włosy, piękne brązowe oczy, idealne rysy twarzy.. Czułam się przy nim jak przy mojej bratniej duszy. Był odzwierciedleniem osoby, którą zawsze chciałam poznać i pokochać. Tak też się stało. Do dziś nie mogę nawet znaleźć w głowie obrazu osoby, która byłaby dla mnie bardziej odpowiednia niż On.
Kolejne dni, miesiące, lata były cudowne. Spędzaliśmy ze sobą każdą wolną chwile, cieszyłam się życiem. Miałam przy sobie Mężczyznę, poza którym nie widziałam świata i chciałam by był ze mną już na zawsze. Snuliśmy wspólne plany o przyszłości, słyszałam tyle słów, obietnic o naszej wiecznej miłości.. Po szkole praca, aby odłożyć na jakieś wspólne mieszkanie.. I było już coraz bliżej do tego.. Pracowaliśmy, czekając jak tylko nadejdzie ten dzień, kiedy będziemy mogli zamieszkać razem. Wszystko było jak w filmie.. Może dlatego właśnie teraz, katując się miliardem wyciskaczy łez, płaczę już od pierwszych minut filmu. Płacze nocami, a gdy wreszcie uda mi się zasnąć to nie mija minuta od przebudzenia a ja już mam w oczach łzy.. Potem tylko leże na podłodze i wyje. Wyje wniebogłosy z nadzieją, że On mnie usłyszy i zaboli go to. Że dotknie to coś w nim do tego stopnia, że wreszcie oprzytomnieje.
Wszystko skomplikowało się na początku 2015 roku. Odnowił kontakt ze swoimi znajomymi, przyjaciółmi od gimnazjum. Zaczęły się samotne imprezki "w męskim gronie", podpadł kilka razy na nich i nieco nadwyrężył moje zaufanie. Nie mówię tu o zdradzie, nie nie.. Ale o pewnych sytuacjach, które nie miały nawet w 1/100 miejsca w poprzednim okresie i o które nigdy bym go nie posądziła..
Walczyłam. Walczyłam ze wszelkich sił. Chciałam Go, potrzebowałam Go. Nie widziałam świata poza nim. Walczę do dziś.
Stawał się z dnia na dzień coraz bardziej obojętny, czego był świadomy. Prawie każda kłótnia kończyła się słowami TO KONIEC. Płakałam, a On mówił "tylko ryczeć potrafisz". Był inny. Był chłodny, zimny.. To nie był On. To był ktoś zupełnie inny.. Do teraz jest.
Było naprawdę źle. Chciałam tego dawnego Chłopaka, który skradł moje serce. Słyszałam obietnice, że tak będzie. Że On wróci. I widziałam Go. Przebłyskami..
Było dobrze kilka dni, znów jak w bajce, po czym nagle On tracił pewność, czy na bank chce być ze mną. Tak po prostu. Wystarczyło, że się z Nim nie zgodziłam odnośnie czegoś i już chciał mnie zostawiać. Tyle razy Go prosiłam, aby sobie wszystko przemyślał, bo mam dość tego wiecznego rozstawania się, że to boli.. Zawsze po namysłach mówił, że mnie chce.. Ale po 2-3 dniach znów była wojna..
Mieliśmy ciche dni. Poprosiłam Go, aby zaplanował nam ostatni dzień, bo chciałabym Go mimo wszystko dobrze wspominać. I zgadnijcie co się stało..
Zabrał mnie w miejsca z naszych początków. Tam, gdzie spędzaliśmy beztrosko całe dnie. Siedzieliśmy na naszej ławeczce, wspominaliśmy..
Do teraz mam w głowie Jego słowa: "Masz racje, to ostatni dzień naszych starych osobowości. W tym miejscu wszystko się zaczęło i chcę, aby tym razem również tak było. Zacznijmy wszystko od nowa."
Powiedział, że ten ostatni dzień był dla niego jak zimny prysznic. Obiecał mi, że będzie walczyć i się starać o mnie. Że jakoś zabije w sobie tę obojętność, która go ostatnio pochłonęła. Przysięgał, że mu zależy i mnie kocha..
Minęły dwa cudowne, szczęśliwe dni. Nabrałam ogromnych nadziei, że będzie dobrze. Ale nadzieja matką głupich.. Ludzie się nie zmieniają..
Drugiego dnia sam zaproponował wspólne spędzanie nocy, po czym pod wieczór mnie odtrącił. Gdy był już sam w domu powiedział, że odechciało mu się już tego związku, nie chce mu się już starać. Gdy zapytałam, czy udawał te kilka dni, że niby był szczęśliwy, powiedział że nie. Chciał przerwy.
Teraz ja czekam jak głupia na jakikolwiek znak od niego.
Czekam, aż się namyśli, czy mnie chce czy mnie nie chce.
I zapewne będę czekać.. Do samego końca..
Nie wyobrażam sobie kogoś innego. Znalazłam Mężczyznę, o którym marzyłam. Z nikim nie dogadywałam się lepiej. Potrzebuję Go.. Mimo tego, jak mnie rani.. Jest moim Życiem i nie poradzę sobie bez Niego..
Najgorsza jest ta świadomość, że po burzy zawsze wychodzi słońce. Mimo naszych kłótni, zawsze się jakoś układało chociaż te kilka dni. I takie dni były dla mnie czymś cudownym. Wspaniałym..
Ciężko ot tak skreślić prawie 3 wspólne lata. Byliśmy parą, która spędzała czas dzień w dzień. Byliśmy oboje uzależnieni od siebie. Ja dalej jestem..
Teraz muszę czekać. Muszę czekać, aż mój Książe się namyśli. Nie wiem co zrobię, jeżeli usłyszę, że mnie nie chce. Tak samo jak nie wiem co zrobię, gdy powie, że jednak mnie chce. Mam taki mętlik w głowie..
Kocham go na zabój, ale czy to aby na pewno ma sens?
Gdzie ta pewność, że znów by mnie nie zostawił po kilku dniach..
Chociaż i tak wiem, że jeżeli usłyszę "spróbujmy" to polecę za Nim jak głupia..
Dlaczego nie może być szczęśliwie jak w bajkach do samego końca..
Sylwia