http://www.youtube.com/watch?v=2IFF9yu5i3k
9
Jakie to uczucie być kochanym? Być potrzebnym i uzależnionym od drugiej osoby? - leżąc zastanawiała się nad tym dwa miesiące po tym jak Patrick wyznał jej miłość. Tworzyli parę, chłopak rozumiał ją, nie naciskał, nie oczekiwał zbyt wiele , po prosu był i ją kochał. Cokolwiek się stało on potrafił wytaszczyć ją z potwornego dołka na sam szczyt szczęścia. Do tej pory mu jeszcze nie odpowiedziała. Egoistka? Potrzebowała go ,to fakt. Lubiła. Interesowała ją jego osobowość. Samym przelotnym dotknięciem wywoływał u niej mrowienie w brzuchu. Jego spojrzenie przyciągało ją jak magnes. Martwiła się o Niego, ufała mu i czuła się przy nim bezpiecznie. Ale czy go kochała? Nigdy nie wiedziała jak to jest tak naprawdę bezwarunkowo i bezinteresownie kogoś kochać. Miłość do rodziców przeplatała się w niej z nienawiścią, do Elizabeth z wdzięcznością a do przystojnego bruneta o brązowych tęczówkach? jaka była ta miłość? Czy właściwie była to miłość? Westchnęła przeciągając się i wyłączając budzik wstała i pobiegła pod prysznic. Była umówiona z Patrickiem. Ubrała na siebie luźne jeansy i top na ramiączkach i do tego przewiesiła na ramieniu torebkę. Wsiadła do autobusu i pojechała nie wiedząc co się stało.
Dwadzieścia minut później zapukała w mahoniowe drzwi domu Patricka. Otworzył je pan Mark, ojciec Patricka. Shannon lubiła tego człowieka, wiedziała iż chłopak bardzo kocha swojego ojca. - O , Shannon. - zaskoczony powiedział mężczyzna. - Dzień dobry. - przywitała się. Dostrzegła ,że ten gdzieś wychodził. Dostrzegła podkrążone oczy i potargany ubiór mężczyzny, jakby nie spał cały dzień. - Wychodzi pan? - zauważyła.
- Tak do szpitala , do Patricka.
Po tych słowach krew jakby na chwilę przestała krążyć w żyłach dziewczyny, serce przestało bić. Na jej twarzy wymalowało się ogromne przerażenie. - Co, co się stało? - za jąkała się.
- Miał wypadek na motorze. Przepraszam muszę iść. - wyminął ją i podszedł do auta. Widząc jej spojrzenie dodał. - Żyje, jest w śpiączce . - wsiadł do auta i uchylił szybę. - Jedziesz też? - kiedy dziewczyna pokręciła przecząco głową ,mężczyzna odjechał zostawiając ją samą. Shannon kucnęła i schowała twarz między kolanami. Po jej policzkach popłynęły łzy. Słone i duże jak jej smutek. Dlaczego nie pojechała do szpitala z jego ojcem? Czuła ,że nie da rady gdy zobaczy Patricka na łóżku szpitalnym niereagującego na jej słowa. Była pewna,że by tego nie zniosła. Nie zniosła by kolejnej straty. Nie lubiła szpitali. Szpitale to koszmarne i sterylne miejsca przesiąknięte bólem i cierpieniem. Będąc tam człowiek zdaje sobie sprawę jak kruche jest jego życie. Przeklęty motor! - przeklęła w myślach i wstając pobiegła do parku. Przesiedziała tam dwie ,może trzy godziny wpatrując się w pustą przestrzeń. Zdawała sobie sprawę,że jest tchórzem, koszmarną dziewczyną i głupią idiotką. Zaciskając mocno powieki otarła je w rękaw bluzy i pobiegła w stronę szpitala zdając sobie sprawę,że to jedyne miejsce gdzie chce w tej chwili być. Patrick jej potrzebował. Wchodząc do sali numer sześćdziesiąt osiem dostrzegła siedzącego przy łóżku pana Marka z roześmianymi oczami i Patricka leżącego na łóżku obandażowanego na klatce piersiowej, nogą w gipsie, licznymi zadrapaniami na skórze i siniakami a co najważniejsze miał otwarte oczy. Tak, te brązowe tęczówki patrzały na nią w tej chwili. Stojąc w progu miała wrażenie, że nie zdoła ustać na nogach. Fala szczęścia zalała ją od czubka głowy po same palce u nóg. Jej zeszklone oczy zrobiły się większe. By się po raz kolejny nie rozpłakać ,zaczęła nimi mrugać. - Shannon w porządku? - wyrwał ją z osłupienia jego ochrypły głos. - To ja nie będę wam przeszkadzał.- mówiąc to ,ojciec Patricka wyszedł z sali. Shannon pokonując w oka mgnieniu odległość dzielącą ją od jego łóżka znalazła się przy nim i przywarła do niego mocno ,nie zważając na jego obrażenia. Nie potrafiła trzeźwo myśleć. - Kiedy się obudziłeś?- zapytała tuląc się do niego.
- Godzinę temu. - mruknął .
- Patrick! ja przepraszam! ja jestem złą dziewczyną, egoistką ,powinnam przyjść od razu tutaj, powinnam być przy tobie bo tu jest moje miejsce, Patrick. . . ale ja tak bardzo się bałam , bałam się,że Cię stracę! - załkała w jego klatkę. Chłopak jęknął czując ból w żebrach ale nie odepchnął jej. Przytulił ją na tyle ile mógł i zaśmiał się. - Bo mnie zgnieciesz. - poskarżył się a dziewczyna od razu odsunęła się od niego ,siadając przy łóżku . - Nie stracisz mnie ,głuptasie. - zapewnił.
- Nie wiesz tego , dlaczego się tak narażasz jeżdżąc na tym przeklętym motorze? - spojrzała na niego z wyrzutem. Chłopak złapał ją za rękę i przyciągnął ją do swojej twarzy. Przytulił policzek do wierzchu jej dłoni i mruknął. - To miłe,że się aż tak o mnie martwisz, Shannon. - w jej imieniu zawarł całą swoją miłość do zielonookiej. - Jak mam się nie martwić Patrick? - wybuchła i nim zdążyła pomyśleć wymsknęła. - Tak bardzo Cię kocham! - chłopak wywrócił oczami całując jej dłoń patrząc prosto w jej dzikie oczy , które uwielbiał i poskarżył się rozbawiony. - Długo kazałaś mi na to czekać. - pociągnął ją lekko tak by nachyliła się nad nim. Dziewczyna wiedząc czego od niej oczekuje ,przysiadła na brzegu łóżka i pocałowała jego wargi. Wkładając w ten pocałunek wszystko co miała ,wszystko kim była. Wszystkie jej wątpliwości ulotniły się zostawiając po sobie pewność i chęci. Chłopak odsunął ją na chwilę od siebie i z ustami przy jej ustach powiedział. - I nie jesteś złą dziewczyną, dla mnie jesteś najlepsza i wyjątkowa ,jedyna w swoim rodzaju. -
Shannon poczuła,że już nic w życiu jej nie potrzeba.
Siemasiema klik
Koniec!