To jest opowiadanie które wygrało nasz konkurs ; D
A i korzystając z okazji przepraszamy z Kingą za dłuższą nieobecność ale nie miąłyśmy jak wchodzi ; *
Wczesny ranek, godzina bodajże 5:40. Obudził mnie zły sen. Byłam w nim ja, moja matka i para jakichś postaci. Byli w kapturach.. Ich twarze zasłaniał mrok. Czułam chłód na swoim ciele, cholerny chłód. Nie byłam nawet w stanie powiedzieć, kim były te postacie. Ludzie? Demony? Nie byłam w stanie o tym teraz myśleć, w głowie utknęły mi słowa mej matki i te przedziwne syki.. Syki, wydobywane ze strun głosowych tych dziwnych postaci... Bałam się, cholernie się bałam.. Podkurczyłam kolana do swej twarzy, siedząc na rogu łóżka. Oplotłam je obydwoma rękoma i siedziałam tak, byle do tej szóstej. Wtedy miała przyjść do mego pokoju mama, wtedy miała budzić mnie do szkoły.. [...] Dwadzieścia minut o dziwo minęło szybko. Moja mama jak zwykle punktualnie przekroczyła próg mych drzwi, dzisiejszego dnia zdziwiona, że już nie śpię. Usiadła obok mnie i pogłaskała mnie po policzku.
- Coś się stało? Coś nie tak? - Uniosła nieco ton swego głosu. Słychać w nim było jej troskę.
- Nie mamo, wszystko jest w porządku. - Odpowiedziałam cicho, nieco zszokowana faktem, że tak okropny sen miał miejsce jeszcze tkwić w mej głowie, mej pamięci..
- Ale jakby coś się działo, mów. - Szepnęła z delikatnym uśmiechem na twarzy. - Idę zrobić Ci śniadanie, a do tego czasu bądź już ubrana. - Powiedziała i wyszła.. Nie było już po niej śladu... Próbując otrząsnąć się z tego, co miało miejsce jeszcze ponad pół godziny temu, poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się i wróciłam do swego pokoju. Spakowałam książki do torby i zeszłam na dół z torbą, wchodząc do kuchni, w której już czekała na mnie moja kochana mama ze śniadaniem na talerzu. Usiadłam przy stole, z niepokojem na swej twarzy, zabłąkana myślami gdzieś daleko, w innej przestrzeni..
- Smacznego. - Me myśli przerwała moja podopieczna, właśnie tymi słowami. Ocknęłam się i spojrzałam na nią, delikatnie uśmiechnięta, po czym kiwnęłam głową na znak, że dziękuję. Zaczęłam jeść, tak od niechcenia...
- Mamo.. - Wyszeptałam cicho, spoglądając na nią. - Co byś zrobiła, gdybym powiedziała, że nie chcę Cię stracić i boję się, że ktoś mi Ciebie odbierze? - Spojrzałam na nią z troską w oczach, kiedy nagle usłyszałam cichutkie parsknięcie.
- Och kochanie, przestań wygadywać głupoty. Lepiej jedz szybko to śniadanie i wychodź z domu, bo spóźnisz się na autobus do szkoły. - Powiedziała do mnie stanowczym głosem, a ja nadal nie rozumiałam sensu mojego dzisiejszego snu. Chodził mi po głowie od przebudzenia się. [...] Skończyłam jeść swe śniadanie, wsunęłam na nogi me ulubione, czarne Conversy i założyłam skórzaną kurtkę. Zarzuciłam torbę na ramię i wyszłam z domu, po cichu. Ruszyłam w kierunku przystanku autobusowego, co kilka minut chuchając w swe dłonie. Było mi cholernie zimno. Doszłam na przystanek, byłam tam sama, ja, jedyna. Autobus miałam za dziesięć minut. Usiadłam na ławce i włączyłam cicho muzykę ze swojej mp4. Wsłuchiwałam się w piosenki przeróżnych zespołów. Poczynając na Immortal, a kończąc na Guns N' Roses. Wreszcie przyjechał długo wyczekiwany autobus. Te dziesięć minut mijało jakby wieki... Wsiadłam do środka, nie było w nim zbyt dużo ludzi. Z jednej strony ucieszyło mnie to, gdyż nie lubiłam jak był tłok, nawet taki malutki. A z drugiej, zaniepokoiło, bo przecież zazwyczaj o tej porze w tym autobusie było około piętnaście osób, jak dobrze liczyłam. A dziś? Dziś było ich tylko czterech, może pięciu. Nie wiedziałam, co mam robić, bałam się, cholernie się bałam. Szczerze powiedziawszy sama nie wiedziałam czego, to wszystko przez ten cholerny sen! To wszystko przez te nieznane mi dotąd postacie! Ja tak nie chcę.. [...] Po godzinie drogi, w nieustannie niemalże pustym autobusie dojechałam do szkoły. Przyjaciele nie wierzyli mi w to, co do nich mówiłam. W sumie, ja sama w to nie wierzyłam, to było nie do opisania, cuda niewidy jakieś.. Z jednej strony może i dobrze? Niby wyszłam na wariatkę, ale przynajmniej nikt nie będzie wiedział o moich problemach, zamartwieniach. Pierwsza lekcja minęła dosyć szybko, na następnej miałam kochaną przeze mnie na odwrót matematykę. A nauczycielkę? Nauczycielkę kochałam normalnie najbardziej! Szczerze? Nienawidziłam tej zimnej suki, no cóż. Zajęłam swoje miejsce. Pierwsza połowa lekcji minęła dosyć szybko i całkiem przyjemnie. Na drugiej połowie zaczęłam słyszeć jakieś dziwne głosy w mojej głowie, a ponadto znowu poczęłam słyszeć te dziwne syki, które tak strasznie mnie przerażały... Spojrzałam na Emily, była sina.. Podeszłam do niej i ją delikatnie szturchnęłam, jednak na marne... Nie odwróciła się, nie odezwała. Wszyscy zaczęli się ze mnie śmiać, kiedy krzyczałam słowa, że to powietrze ją zabija, że marznie... Mój umysł sobie ze mnie kpił, ponieważ tak naprawdę nic jej się nie działo... Cała klasa miała mnie za chorą psychicznie.. [...]