Mam wrażenie, że wydarzenia sprzed kilku dni to tylko sen, a postać Jeffrey'ego Woods'a tworzy moja podświadomość. Dokładnie 5 dni, siedze zamknięta sama ze sobą w miejscu które uchodzi za bezpieczne. W domu. Moja anemia daje siwe znaki, choć zaczynam wątpić czy to na pewno to. Zapas tabletek skończył mi się 3 dni temu, ale nie chce mi się wychodzić z domu, aby kupić następne opakowanie. Życie jest zbyt skomplikowane. Przez 5 dni nadrobiłam chyba z 3 zaległe seriale, do tego obejrzałam 4 świetne filmy i to tylko dlatego, że nie zjawiają się u mnie niezapowiedziani goście.
Złapałam w rękę kubek gorącej czekolady i skierowałam się w stronę salonu, aby w dalszym ciągu wylegiwać się pod kocem. W duchu modliłam się, aby ręce i nogi ze mną współpracowały.
Wzdrygnęłam się, gdy w telewizorze zaczęły lecieć reklamy. Oczywiście, film puszczony najciszej a reklamy odwrotnie. Syknęłam gdy czekolada rozlała się i pociekła mi w dół rękawa. Szybszym krokiem weszłam do salonu i mimo piekącego bólu znieruchomiałam. W telewizji był... Jeff. Z zapatrzenia wyrwał mnie dźwięk rozbijającego się kubka. Spojrzałam pod nogi na rozlaną czekoladę i westchnęłam z rezygnacją. Nogi zaczęły mi drętwieć więc usiadłam na kanapę. Mówili akurat o zatrzymaniu 'groźnego przestępcy', którym jest Jeff. Ha, wiedziałam że kiedyś go zamkną.
Zaczęłam się śmiać pod nosem. Dobrze mu tak, to za to gnębienie mnie. Mimowolnie dotknęłam rany na policzku, która zaczęła się powoli zabliźniać. Z drugiej strony, był dla mnie jak... Przyjaciel? Może to zbyt dobre słowo dla niego, ale tak naprawdę był tutaj prawie codziennie i tylko z nim czułam się sobą.
Zawsze myślałam, że takie informacje jak, miejsce pobytu skazańca nie może być rozgłaszane publicznie. Ale może w tym wypadku jest inaczej. Gdy usłyszałam gdzie go zabierają, chwyciłam się za głowę i szybko złapałam za pilota zmieniając kanał. To cię nie dotyczy Jess, to nieważne. To jego sprawa, nie mieszaj się. Sam na to zapracował. Wdech i wydech, wdech i wydech...
- Co masz zamiar z tym zrobić? - rozbrzmiał znajomy głos za mną.
Proszę, niech to będzie głos w mojej głowie. Niechętnie odwróciłam głowę i nagle obok mnie, pojawił się James. Pisnęłam i odsunęłam jak najdalej.
- Nie wiem jak, ale proszę się rób tego więcej - zerknęłam za siebie, aby sprawdzić moje położenie.
- Tego? - zaśmiał się.
Spojrzałam znów na niego i tym razem nie siedział obok tylko stał nade mną. Poderwałam się do góry i stanęłam twarzą do niego tak, że dzieliła nas tylko kanapa. W myślach mordowałam go na tysiące różnych sposobów. Do tego, ten jego uśmieszek. Widocznie przyciągam samych psycholi.
- Dalej mi nie wierzysz? - zrobił smutną minę.
- Nie wiem o co... Aha, o to - skrzyżowałam ręce - ciągle uważam, że potrzebujesz pomocy psychiatry.
- Za to twój przyjaciel właśnie ją otrzymał - wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- To twoja robota? - wkurzyłam się.
- Nie - widząc moją nieugiętą postawę dodał: - powtórzę jeszcze raz, jestem tutaj z twojego powodu. Nie obchodzi mnie jakiś chłopak z zaburzeniami psychicznymi.
Westchnęłam.
- Okej, a więc czego ode mnie potrzebujesz? - usiadłam na kanapie, a Jem obok mnie.
- Potrzebuje coś co jest w tobie, ale musze mieć twoją zgodę, żeby to zabrać.
Zrobiłam się biała na twarzy. Wytrzeszczyłam na niego oczy i wcisnęłam w najodleglejszy kąt kanapy. Czy on chce moje narządy? Nerki, a może serce. Albo powiedział to tylko w przenośni, he he. Na pewno.
- Po co ci... moje wnętrzności? - skrzywiłam się.
Chłopak zaśmiał się.
- Nie chce twoich wnętrzności - odpowiedział poważnym tonem.
- Więc czego? - spytałam przyglądając się mu, w nadziei że w jego oczach znajdę odpowiedź.
Spoglądał na mnie, ale z jego wyrazu twarzy nie mogłam niczego wyczytać. Przez jego twarz przemknął cień i przez chwile wydawał mi się taki inn... Zimny. Może mi się wydawało, bo od razu jego kąciki ust wygięły się w leniwym uśmiechu.
Cisze w pokoju zakłócał telewizor i deszcz uderzający o parapet. Zaraz zaleje mi mieszkanie, jeśli nie zamknę okna.
- Nie sądzę, żebym ci uwierzyła w takie coś - powiedziałam wpatrując się w okno.
Chłopak tylko westchnął i nim zdążyłam na niego spojrzeć okno gwałtownie się zamknęło, o mało nie wybijając szyby.
Przewróciłam oczami.
- Przeciąg - wstałam i domknęłam okno - widocznie gdzieś jest otwarte okno.
Usiadłam z powrotem na kanapie, tym razem bliżej niego. Chyba naprawdę chce żebym uwierzyła, ale nie uwierzę w coś, co nie istnieje.
- Słyszałem, że ostatnio źle się czułaś.
Zamyśliłam się przez chwilę.
- W lesie - dodał.
- Tak, ale już mi lepiej... - odpowiedziałam nie pewnie.
- Mhm - uśmiechnął się.
Gdy chciałam coś powiedzieć, zakuło mnie w sercu, pochyliłam się do przodu i zaczęłam łapczywie łapać powietrze, ale nie mogłam. Czułam jak w moich płucach zaczyna brakować tlenu, a ja nie mogę uzupełnić jego braku. Krztuszę się krwią i widzę jak szkarłatne krople plamią moje dłonie i dywan.
Błagalnie spojrzałam na chłopaka. W tym momencie uwierzę we wszystko, byle bym mogła oddychać, byle by przestało boleć. Wierze mu, chce to wykrzyczeć, ale nie mogę. Zamiast tego upadam na kolana, a z oczu ciekną mi łzy. Mam ochotę wyrwać to coś co jest we mnie, jeszcze trochę i przysięgam, że to zrobię.
Spoglądam na niego raz jeszcze i mam ochotę mu obić twarz za to. Uśmiecha się do mnie. Wygląda zupełnie tak jak by właśnie pił herbatkę na przyjęciu u cioci.
- P-proszę - wyjęczałam.
James wyprostował się, ale uśmiech nie schodził z jego twarzy.
W myślach krzyczałam na cały świat, że jestem idiotką ale mu wierze.
Powoli czuje jak, wszystko wokół mnie cichnie, a przed oczami robi mi się ciemno.
Nim mrok pochłania mnie cała, widzę dłoń Jamesa wyciągniętą w moją stronę.
***
Zdjęcie ukradłam sama sobie, bo nie mam już żanych zdjęć. :x To zdjęcie dodałąm jakiś rok temu do drugiej części.
18 GRUDNIA 2016
8 LISTOPADA 2016
7 SIERPNIA 2016
18 MARCA 2016
9 MARCA 2016
9 MARCA 2016
1 MARCA 2016
28 LUTEGO 2016
Wszystkie wpisy