Biegnę przed siebie, stukając obcasami o kostkę brukową, a głosy za mną nawołują czyjeś imię. Przed czym uciekam? Nogi same niosą mnie między wąskimi uliczkami, zatopionymi w objęciach mroku. Nie znam tego miejsca, dlaczego ciągle biegnę... Wybiegając z alejki dostrzegam zegar. Duży zegar. Próbuje się zatrzymać lecz na marne. Ciało w żaden sposób nie reaguje na moje rozkazy. Jedyne co mogę zrobić to obserwować, scenę w której dane jest mi uczestniczyć. Gdy mijam kolejne wystawy, powoli zdaję sobie sprawę gdzie jestem. Londyn! Ale jakiś starszy... Zaczynam panikować, ale nawet to nie jest w stanie przerwać biegu ciała, w którym jestem uwięziona. Próbuje pojąc co właśnie się wydarzyło, ale nic szczególnego co pamiętam nie mogło, by mi pomóc odnaleźć się w tej sytuacji. Spoglądam w dół na nogi niosące mnie w nieznane. Jestem już pewna, że ciało należy do dziewczynki, na oko dwunastoletniej. Jej niegdyś piękna i kosztowna sukienka, w kolorze rubinowego różu, teraz brudna i rozerwana w niektórych miejscach. Białe rajstopy, ubrudzone błotem i krwią pozdzierane na kolanach, a na stopach... Trudno to nazwać butami. Za pewne mimo tak młodego wieku, jej nogi już nie raz stąpały po pięknie wyłożonych parkietach, na balach lub innych uroczystościach. Lecz teraz zostały po tym tylko wspomnienia.
- Rosalie! - rozległ się donośny męski głos.
Rosalie, bo to tak za pewne ma na imię dziewczynka, odwróciła głowę w kierunku z którego dobiegło jej imię. Nie zatrzymała się, ale przyśpieszyła chodź wiedziałam, że długo tak nie wytrzyma. Wiem że to tylko sen i zaraz się obudzę, ale wierzę, że uda jej się uciec. Dziewczynka powoli zwalnia, aż w końcu stanęła. Próbuje wykonać jakiś ruch, nie wiem, krzyknąć, zmusić jej nogi aby biegły dalej ale to na nic. Czuję, że ciężko jej oddychać, a serce wali jak oszalałe. Boi się. Nie rozumiem dlaczego się zatrzymała, skoro ten mężczyzna zaraz tu będzie. Jego ciężkie kroki, odbijają się echem od ścian budynków. Biegnij, dlaczego stoisz... Dopiero teraz zorientowałam się dlaczego stoi zwrócona w jednym kierunku. Czy... Czy ona właśnie się uśmiecha? Powolnym krokiem idzie w kierunku dziwnej postaci. Do moich uszu dociera melodia, Jest taka... Pełna wspomnień. Tylko, to nie są moje wspomnienia. Im bliżej Rosalie podchodzi, tym bardziej jestem pewna, że tą postacią jest mężczyzna. Ta melodia... Z ust dziewczynki wydobył się cichuteńki głosik. To... To nie jest mój głos tylko Rosalie. Ona śpiewa w rytm melodii.
- ... Wali się, wali się, Most Londyński wali się, Moja Damo. - Zachichotała.
Mężczyzna trzyma w rękach katarynkę i to za pewne z niej wydobywa się ta melodia. Kręci korbką powoli, a ciało dziewczynki wraz ze mną kroczy do przodu. Jego ubiór jest nietypowy. Na ramionach przerzucony ma długi płaszcz w śliwkowym kolorze, a na głowie kapelusz podobny do tego, który nosił Szalony Kapelusznik z Alicji w Krainie Czarów. Wydaję mi się, że dawno nie odwiedzał fryzjera, bo jego lekko po wywijane blond włosy, gdzie nie gdzie sięgały ramion i opadały na oczy.
Z transu wyrwał mnie podmuch wiatru, który rozdmuchnął brązowe pasma włosów Rosalie po jej małej buźce. Twarz mężczyzny nie okazuje żadnych emocji, a z jego ust nagle rozbrzmiewa melodyjny głos.
- Zrób ją ze złota i srebra i srebra i srebra... - Przerywa po chwili i kuca naprzeciwko małej Rose. - Zrób ją ze złota i srebra, Moja Damo. - śpiewa dalej chodź jego głos nie brzmi już tak przyjaźnie jak przed chwilą.
Gdy Rosalie w końcu stanęła, kataryniarz delikatnie unosi głowę do góry tak, by spojrzeć na dziewczynkę. Kosmyki niesfornych włosów odsłoniły, jak dotąd niewidoczne oczy. Może właśnie mi się przewidziało, przecież nie mógł... On jest tylko wytworem mojej wyobraźni. Nie mogło mi się wydawać, spojrzał tu. Właśnie teraz patrzy mi prosto w oczy. Moje oczy! Jego usta rozciągają się leniwie w uśmiech, a on znów zaczyna śpiewać.
- Złoto i srebro kradnie się, kradnie się, kradnie się. - Jego głos wypełnia mój umysł, przenika do tkanki nerwowej, a ta melodia płynie w moich żyłach zamiast krwi.
- Złoto i srebro kradnie się, Moja Damo. - z ust Rosalie wydobył się glos który należał do mnie.
Nie rozumiem, nic nie rozumiem. Spoglądam w dół, na nogi. Moje nogi, to moje nogi. Wyciągam ręce przed siebie. Wróciłam. To znowu ja. Kataryniarz znów zaczął grać, chodź teraz melodia wydaje się być bardziej agresywna. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę jaki jest młody. Nie wiele starszy ode mnie. Uśmiecha się do mnie ukazując biały rząd kłów. Chce wstać, uciekać, ale nie mogę. On mnie tu trzyma.
Gwałtownie usiadłam. Ze świstem wciągnęłam powietrze gdy zorientowałam się, że znajduje się w obcym pokoju. W obcym łóżku. To tylko sen. Rosalie nie istnieje, a chłopak z katarynką jest fikcją stworzoną przez mój mózg. Nie zdążyłam się dobrze rozejrzeć, gdy drzwi od pokoju raptownie się otworzyły, a w nich stanął Jeff.
- Wstałaś. - stwierdził i oparł się o framugę. - Nieźle nabroiłaś. - przekrzywił głowę i uśmiechnął się złośliwie.
~~~~
Mm, jak tam u was? To opowiadanie jest podzielone na dwie części. Chodź nie mam jeszcze drugiej, ale pewnie będę ją miała niedlugo.. Taaa :D Zdjęcie nie jest pod to opowiadanie, bo niestety tylko takie mam. Jeżeli ktoś pamięta mój wpis świąteczny, to wie o co chodzi. A jesli nie to pisze jeszcze raz. Nie mam dostępu do simsów, wgl do komputera, a pisze z laptopa. Te zdjęcia zrobiłam gdy pisałam opowiadanie trzecie. Więc wybaczcie. :D A teraz prosże o szczere opinie. Wiem, że troche odbiegam od creepy teraz ale robie to specjalnie, bo mam zamiar wprowadzić własną postać do opowiadania. I troszke nadać rozmachu fabule. ;3 Dobranoc! Ps. Za błędy przepraszam, przeprszam i przepraszam.
18 GRUDNIA 2016
8 LISTOPADA 2016
7 SIERPNIA 2016
18 MARCA 2016
9 MARCA 2016
9 MARCA 2016
1 MARCA 2016
28 LUTEGO 2016
Wszystkie wpisy