nie jest to żadna jakość lustrzanki, ale mam wyjebane, bo tam było tak pięknie, złoty zachód słońca. <3 ni przerabiałam nic z kolorkami.
już nie wiem w co wierzyć, jestem zagubiona, a samotność mnie przytłacza. wciąż odwiedzasz mnie w tych pieprzonych snach, a najśmieszniejsze jest to, że zawsze masz inną maskę. raz byłeś misiem, przez całą noc leżałam przytulona obok ciebie i było mi tak ciepło, tak przyjemnie, innym razem bałam się twojego wzroku, by tak błędny, przeszywający i pożądliwy... później nieśmiało gładziłeś moją twarz, w tym śnie odzyskiwałam dawno straconą niewinność, odkryłam, że umiesz doprowadzić mnie do tak błogo spokojnego stanu. natomiast wczoraj... wczoraj byłeś rozgoryczony, nie liczyłeś się z tym co czuję, nie zastanawiało cię to, porwał cię instynkt, ale bardziej od czynów zraniły twoje słowa. jaka twarz będziesz miał dziś.? nie wiem, ale chcę już zamknąć oczy i spotkać się tam z tobą powtórnie, bo gdy mam je otwarte wciąż krążę gdzieś pomiędzy twoimi obietnicami, zapewnieniami i ciepłym głosem chcącym wykrzyczeć ciepłe kocham cię, a tym, że ciebie nie ma, telefon milczy, serce milczy, wszystko milczy prócz nocy. bo w nocy mogę cię zobaczyć i zawsze odkrywać na nowo. znam tak wiele twoich twarzy, ale wciąż nie dałeś mi poznać tej prawdziwej. tęsknię za tobą.