Krecik wziął sprawę poszukiwania Jeżyka, wszak pokoje muszą być wysprzątane, żeby nie denerwować matek. Szybki telefon do Sherlocka Holmesa, konferencja na gadu z Poirotem i panną Marple, pare esemesów z majorem Żbikiem i majorem Borewiczem i ustalono, że Jeżyka porwano, bo znalazł w jednej grocie pod Giewontem w czasie wakacyjnej wycieczki Biblię z autografem. Wiadomo, że przestępca zawsze wraca na miejsce zbrodni, dlatego nic nikomu nie mówiąc Krecik zaczaił się w szafie w pokoju Jeżyka…
Czekał długo, tydzień, dwa, trzy, jadł to, co wysrał, pił to, co naszczał i jakieś tam perpetum mobile z tego miał, ale czekał…
Aż tu pewnej nocy patrzy, patrzy, a przez okno wchodzi do pokoju wielka, czarna, wieeeeelka, czaarrrrna dupa!
To Krecik hyc z szafy, spluwa w jednej ręce, latarka w drugiej i po gałach skurwysynowi.
-Gleba chuju i ręce za siebie!
Posłusznie wykonano polecenia Krecika, Krecik zapalił światło, patrzy a na glebie Batman.
-Co ty Batman odpierdalasz za manianę? Nie mogłeś zadzwonić? Kupiłbym flaszkę.
-Nie jestem Batmanem! Jestem prałatem, pozwól mi wstać.
-No wstań kurwa, ale powoli, bez numerów.
Człowiek wstał i okazało się, że to sam prałat Henryk J.
-Oh jołk, a ty nie miałeś być teraz u tego nacjonalisty don Kobylańskiego, Heniu? Na kurwa niby zasłużonym wypoczynku razem gderać na Żydów?
-Oficjalnie cały czas jestem w Ameryce Południowej, ale okazało się, że Jeżyk znalazł Biblię z autografem, więc wpadłem to miesiąc temu, porwałem go, żeby zdobyć Biblię, ale miał przy sobie tylko Nowy Testament, wróciłem poszukać Starego. A Ty, Krecik, co robisz w tej kabale?
-Szukam Jeżyka, zostałem prywatnym detektywem i wynajęła mnie stara bądź stary Jeżyka, chuj wie.
-Może poszukamy tu razem, jak znajdziemy ja odpalę ci Pięcioksiąg, zbyt żydowski jest na moje uszy, ty mi resztę, a ja jeszcze dorzucę zwłoki Jeżyka. Grasz czy nie grasz?
-Jak to kurwa zwłoki?
-Szok klimatyczny w Ameryce Południowej go zabił.
-I chuj dobrze mu, i tak go nikt nie lubił.
-A o Pięcioksiąg grasz, czy nie grasz?
-Ja mam cały Stary testament!
-O kurwa, w dupę Zbysia. Odpalisz mi za twój wizerunek w bursztynowym ołtarzu?
-Ty, Heniu, a na chuj Ci ta Biblia z autografem? Wam, kapłanom, nie wystarczy zwykła?
-Może zwykłym kapłanom jo, ale czy ja jestem zwykłym kapłanem? Jestem prałatem Henrykiem, mój wizerunek jest na winach, buduję bursztynowy ołtarz! Muszę mieć ta Biblię, żeby wystawić ja na aukcji allegro, a za pieniądze skończyć budowę ołtarzu. To co? Pomożesz słusznej sprawie?!
-Nie i chuj!
-Za trzysta tysięcy butelek mego wina, co?
-Ja, Yeti i chuj, no dobra, ale dorzuć te zwłoki Jeżyka, że niby rozwiązałem sprawę.
-Sztama, Krecik.
-Oh, jołk Heniu!
Jaki z tego morał?
Śmierć czarnej stonce?
Nie ma wody na pustyni?
Krecik to sprzedawczyk?
Prałat to twardy biznesmen z twardego miasta?
Niemniej
Good night and good luck..