PIĄTEK
Zakończenie roku, jak najbardziej udane. Msza i nasz dylemat (kojarzysz Andziu?). Póżniej do sklepu, bo oczywiście cwel nie miał nic dla sora i nasz póżniejszy bieg do szkoły :D. Apel-trochę długi, ale ujdzie :). Przekazanie sztandaru powiodło się, mimo to przypał też był : -Orzełek się wygiął :P. Potem zdjęcia, krótki pobyt w klasie. Póżniej na lody, którymi oczywiście pewne osoby się pobrudziły :). Sprzątanie i spacerek z Andzią; wniosek : łowienie ryb może być fascynujące.
SOBOTA
Spałam do 11 :) Matko, wreszcie się wyspałam. Póżniej obijanie się, sprzątanie i coś tam jeszcze. Wiadomość od pwnej osoby bardzo mnie zaskoczyła i to pozytywnie :)
NIEDZIELA
Na 9 do kościoła. Spotkanie z pewną osobą, która dużo mi wytłumaczyła. Nasze plany wypadu do Krzywdy nie wypaliły, a wszysttko przez burzę :(. Ale są też plusy. Historia mamy, o tym jak czytała coś 50 lat temu i wiele innych. Stwierdzam, że wieczory przy świeczkach są mega :).
PONIEDZIAŁEK
Przed południem-nuda. Póżniej truskaweczki, robienie naleśników (nie chcę się chwalić, ale wyszły pyszne, a z nutellą to już cud). Mam nadzieję, że jeden z wakacyjnych planów wypali, proszę. Teraz myślę nad prezentem dla Olki, chyba wiem co kupię :)
Życie rzuca nam różne okazje pod nogi. Nazywamy je albo kłodami, albo szansami.
Wakacje 3>
zapowiadają się mega ;)