Muffinka obok szepce subtelnie "Zjedz mnie", herbatka malinowo truskawkowa roznosi swoją woń po moim małym królestwie, a ja powracam po długiej nieobecności. I choć działo się w tym czasie dużo z przewagą tych złych rzeczy, to i tak żyje i mam się dobrze...
W nocy zastanawiałam się po co właściwie żyję skoro co chwilę przytrafia mi się coś złego, coś niedobrego, coś bardzo raniącego moje małe serduszko. I tak pochłonięta rozmyślaniem o nim i o tym jak na krótko zawitał w moim życiu, zasnęłam. Rano obudziłam się z mega dołem i wiedziałam, że ten dzień zaliczę do nieudanych. Lecz tak bardzo się pomyliłam... ;)
Szkoła przywitała mnie jak zwykle zapachem papierosów, stromymi schodami do szatni i wąskimi korytarzami. Łzy stały mi w oczach i jedyne o czym marzyłam to by znaleźć się jak najdalej stąd. Ale pojawiły się one. Burza Hormonów, która przywitała mnie lewym sierpowym i Aniołek, który bronił mnie przed nią własną piersią ;D I rozpłynęłam się. Uwierzyłam, że mam do kogo wracać, mam dla kogo żyć i życie z nimi jest bardzo cudowne i na TAK ;)
Problemy niestety nie zniknęły, ale taki lek w postaci przyjaciółek na śmierć i życie, na hormony i dobry humor, działa cuda. Jestem tego najlepszym przykładem ;D Bardzo kocham te moje leki xD
A mężczyzna? Mężczyzna jest ok. Nawet chyba bardzo ok ;) I choć 750 km ode mnie, to wiem, że mogę zadzwonić do niego o pierwszej w nocy i powiedzieć: "Mam ochotę na twoje carbonare" i wiem, że się roześmieje i będzie ze mną do tej trzeciej wisiał na telefonie xD Mimo, że o 5 musi wstać i jechać na drugi koniec miasta, zostanie ze mną. Po tym rozpoznałam w nim przyjaciela na śmierć i życie, a on rozpoznał we mnie swoje toffiefee ;)
Kolejny człowiek uznany za lek na całe zło świata. I like it ;D