Wygram ja, wygrasz ty.
Potężna błyskawica zapłonęła w oknie sinobiałym ogniem, ciskając znad zatoki podmuchem wyjącego wichru. Nawałnica wyrżnęła o szybę ze wściekłym impetem, a ja pomyślałem (tą częścią mózgu, która była jeszcze zdolna do procesów myślowych), że szkło nie może wytrzymać takiego uderzenia. Tuż nad moją głową eksplodował cały arsenał materiałów wybuchowych. Pod stopami szemranie muszli zmieniło się w gwar kościanych głosów nieżyjących istot, powierzających sobie nawzajem wielkie tajemnice. Jak to możliwe, że wcześniej tego nie słyszałem? Głosy zmarłych, właśnie tak! Przypłynął tu kiedyś statek, statek umarłych pod zbutwiałymi żaglami, i wyrzucił na brzeg gromadę trupów. Leżały pod wybrzeżem, na którym stał dom, a sztorm wyrwał je z martwoty. Widziałem oczyma wyobraźni, jak powstają z dna morza, przekopując się przez kurhany usypane z muszli, blade, galaretowate poczwary z zielonymi włosami i oczami mew, jak roją się w ciemności, pełzając jedne po drugich. I mówią, mówią, bez przerwy mówią. Tak! Przecież mają tyle rzeczy do obgadania, tyle zaległości, a kto wie, kiedy znów przyjdzie taki sztorm, który obudzi je do życia?
Stephen King.
" Z moim przyjacielem, z moją rzeką
Jest dobrze
Chociaż prawdę mówiąc nie mam wytchnienia
Gdy nikt nie jest moją rutyną .. "