mhmm.

Plecy mnie bolą jak cholera, a ja nawet nie wiem od czego.

Nie wiem czy to wszystko co robię, mi wychodzi na dobre, ale wcale nie jest mi lepiej.

Wczoraj rozładował mi się pod wieczór telefon, podłączyłam go do ładowarki może koło

mojej 20-21, już nie pamiętam. Zaraz do szkoły, jeszcze dzisiaj i jutro. Ciekawe jakie zajęcie

oprócz nauki znajdę sobie na ferie żeby nie siedzieć ani na skype,  ani na gg, ani na imvu. Jestem chora,

taak, chorobliwie chora, i ta choroba przenosi się z serca i mózgu do całego organizmu. Ktoś mi wczoraj

powiedział że coś musi emitować mój ból pleców, wpadłam na to że serce, ale nic nie powiedziałam.

Na zdjęciu zachód słońca z Włoszech... z początku, na zawsze pamiętnych wakacji i chyba mimo

wszystko moich najlepszych, wtedy wiedziałam że komuś na mnie zależy.

Wiecie co? mam taka ochotę przestać pisać na blogu, żebyście nie wiedzieli co u mnie i pofatygowali

się o to żeby się dowiedzieć, chce się upić do nieprzytomności, albo nie, żebym mogla się trzymać

na nogach i bawić do samego rana, nie zważając na przeszłość.  Wczoraj już myślałam że

bardzo dobrze sobie radze, do momentu kiedy nie zrobiłam jednej głupiej rzeczy i wszystko wróciło.

Wegetuje, o to się nie martwcie. Nie wiem tylko jak długo tak pociągnę.