photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 13 STYCZNIA 2011

Mroźne zaloty.

    Zima jest piękna. Każda moja wizyta w górach o tej porze roku jest dla mnie prawdziwie fantastycznym przeżyciem. Ośnieżone szczyty gór, stoki całe kolorowe od barwnych strojów narciarzy i wyciągi pracujące pełną parą. Gdzieś w oddali widnieją strome granie i niezliczona ilość szlaków pośród górskich lasów, a wszystkie tak doskonale znane tutejszym góralom i wielu turystom. Nic, tylko osiedlić się na stałe. Kupić drewniany domek z kominkiem i każdego ranka siadać na werandzie w ciepłym, góralskim kożuchu z grzanym winem w ręce, zajadać się świeżutkimi, pachnącymi oscypkami i obserwować wschód słońca...

    - To gdzie dzisiaj w końcu idziemy? - Jej aksamitny głos wyrwał mnie z zadumy. Słodko wyglądała w rozpuszczonych włosach, z brodą opartą na splecionych dłoniach.

    - Ponoć na Kasprowy. - odpowiedział inny głos.

    - Przecież to jest tak daleko... - ktoś siedzący obok mnie jęknął. - Nie możemy dzisiaj posiedzieć tutaj, w karczmie? Przynajmniej jest ciepło... - dodał już nieco ciszej ziewając akurat prosto w rękaw wełnianego swetra.

    W tym momencie drzwi karczmy rozwarły się szeroko wpuszczając do środka podmuch zimnego powietrza. Koniec siedzenia - pomyślałem. Istotnie, w drzwiach stał opiekun naszej grupy i gestem ręki przywoływał nas do siebie. Widok charakterystycznej czerwonej kurtki i tak doskonale nam znanych prostokątnych okularów ledwie widocznych spomiędzy grubego szalika i zimowej czapki z pomponem nie pobudził nas do działania. Potworny mróz panujący na zewnątrz skutecznie przykuł wszystkich do krzeseł, jednak musieliśmy w końcu wstać, ubrać się i wyjść z przytulnego pomieszczenia.

    Spotkaliśmy się razem z resztą grupy przed Wielką Krokwią. Wiecie, może nie jest to największa skocznia jaką w życiu widziałem, jednak na tle Tatr prezentuje się naprawdę okazale i wbrew pozorom wejście na wysokość najwyższych trybun już wymaga nie lada odwagi.

    - No dzieciaki, zgodnie z planem dzisiaj wędrujemy na Kasprowy. - powiedział opiekun stłumionym przez szalik głosem. - Po drodze zajdziemy jeszcze do kapliczki, która leży na szlaku. Pomodlimy się o dobrą pogodę i bezpieczną drogę.

    Przez grupę przebiegł cichy szmer niezadowolenia przeplatany okrzykami radości. Radość rzecz jasna wywołała wieść o wyprawie na jeden z piękniejszych tatrzańskich szczytów, wieść o przerwie na modlitwę powitana została ze zdecydowanie mniejszym entuzjazmem.

    Wyruszyliśmy punktualnie o dwunastej w południe. Słońce świeciło w zenicie ogrzewając zmarznięte policzki i czerwone z zimna nosy, a światło odbijało się od białego puchu z taką siłą, że nie sposób było iść z szeroko otwartymi oczami, więc każdy wodził przed sobą zmrużonym wzrokiem jakby szukając drogi na oślep. Byliśmy coraz wyżej, a z każdym kolejnym przebytym metrem czuć było zmieniający się klimat. Mróz zacinał coraz mocniej zmuszając nas do chowania niemal całych twarzy w kurtkach i szalikach, wiatr wiał chwilami tak mocno w oczy, że nie można było powstrzymać łez, które odrywając się od rzęs jeszcze w locie niemal zamieniały się w maleńkie kryształki słonego lodu. To potworne, pomyślałem, jak ludzki organizm jest słabo przystosowany do tutejszych warunków i jak kruche jest nasze życie w obliczu tak potężnego żywiołu. Człowiek pozostawiony tutaj sam na pastwę losu zginąłby w mgnieniu oka, jeśli nie z głodu - to z zimna.

    W oddali widać było szczyt Kasprowego Wierchu, wielki i dumny na tle całego łańcuchu górskiego. Po dość stromo pochylonym zboczu poruszały się setki maleńkich punktów, najwyraźniej sezon narciarski właśnie przeżywa swoje apogeum. Zawsze chciałem nauczyć się jeździć na nartach. No dobrze, może nie na nartach, ale na snowboardzie i owszem. To musi być fascynujące przeżycie, no bo tylko wyobraźcie sobie: stoisz tam wysoko na szczycie, patrzysz w dół i nie widzisz końca. Przechylasz deskę lekko w dół, nabierasz prędkości, czujesz jak płatki śniegu uderzają w twoją twarz, lecz mimo to nie zwalniasz - coraz szybciej omijasz przeszkody na twojej drodze, skały, drzewa, pocięte kłody i ogromne zaspy tylko czekają, żeby je ominąć, przeskoczyć...

    Z moich rozmyślań tym razem wyrwały mnie okrzyki zachwytu. Najwyraźniej zbliżaliśmy się do celu, bo przed nami wyrosła jak spod ziemi ogromna chatka. Gdy tylko weszliśmy do środka, wszystkie twarze nagle oblał czerwony rumieniec pod wpływem zbawiennego podmuchu gorącego powietrza z pobliskich kaloryferów. Kaplica była znacznie okazalsza od wewnątrz niż można by się tego spodziewać. W środku panował delikatny półmrok, a ciepły kolor drewna i miękkie obicia długich ławek czyniły całe pomieszczenie niezmiernie przytulnym. W tej chwili wszyscy jak jeden mąż stali się najzagorzalszymi młodymi katolikami jakich świat widział, bo padli na kolana w pobożnej modlitwie i najwyraźniej nie zamierzali przestać przez najbliższe ładnych parę godzin. Prychnąłem cicho widząc jak łatwo można kupić człowieka, na co dzień każdy z nich się wzbrania przed jakimkolwiek kontaktem z Kościołem, a teraz? Teraz świecą przykładem, żeby tylko nie wyjść na mróz i śnieg.

    Usiadłem w ostatniej ławce i skupiłem swoje myśli na modlitwie. Krótko i treściwie. Boże, dziękujemy Tobie za Twe wspaniałe dary, za te piękne góry, za cudowną bezchmurną pogodę, za radość otaczającą nas wszystkich, za bezpieczną podróż, za możliwość patrzenia na Nią przez te długie godziny...

    Ktoś siedział obok mnie. Czułem to. Czułem delikatny zapach słodkich, lawendowych perfum. Nawiasem mówiąc, moich ulubionych perfum. Tylko jedna znana mi osoba używała tego wspaniałego afrodyzjaku. Obróciłem powoli głowę w stronę, z której dobiegał moich uszu cichy szept i skrzypienie drewnianego klęcznika. Nie myliłem się - to Ona. Kiedy tak klęczała z pokornie schyloną głową, można by pomyśleć, że śpi. Jedyne co Ją zdradzało w tej chwili to tłumione pokasływanie i ciąganie nosem. Podałem Jej chusteczkę.

    - Dzięki. - zaszczyciła moje oczy jednym ze swoich czarujących uśmiechów.

    - Nie ma za co. - chciałem odwzajemnić uśmiech, ale głęboko zapatrzony w aksamitną czerń Jej włosów i speszony nieco Jej bliskością zdołałem wykrzesać z siebie jedynie jakiś marny grymas. Dziewczyna zachichotała kiedy odwróciłem szybko wzrok i oblałem się purpurą. Boże, jak tutaj gorąco... - pomyślałem.

    Z Izą znamy się nie od dziś, poznaliśmy się przecież dawno temu na podobnym wyjeździe. Pamiętam jakby to było wczoraj. Siedzieliśmy razem na balkonie - wtedy jeszcze paliła - i opowiadaliśmy sobie historie naszego życia. Zabawne było to, że początkowo wzięła mnie za kogoś o nie wiadomo jak bardzo wygórowanym mniemaniu o sobie. Podchodziła do mnie z ogromnym dystansem, lecz ja nie zrażając się stopniowo oswajałem Ją z myślą, że wbrew pozorom nie jestem taki zły jak mnie malują. Podobała mi się. Podobała od samego początku i zawsze na Jej widok oczy świeciły mi się jak gwiazdy. A w tym roku w Zakopanem spędzaliśmy razem tyle czasu, to było niesamowite. Chodziłem dumny jak paw za każdym razem, kiedy brała mnie pod rękę, a kiedy siadając przy mnie kładła swoją głowę na moim ramieniu czułem jak serce niemal staje mi w gardle. A teraz siedzimy tu razem, w górskiej kaplicy, w najbardziej romantycznym miejscu jakie w życiu widziałem a ja jak zwykle spaliłem sprawę.

    Zaczęliśmy się zbierać. Ustawiliśmy się w dwuszeregu, żeby szybko się policzyć i ruszyliśmy dalej na szlak. Nagle poczułem czyjąś rękę na swoim ramieniu, obróciłem się i zobaczyłem Izę tuż przed sobą. Staliśmy pośrodku mijającego nas tłumu pozostałych obozowiczów.

    - Poczekaj, mam coś dla ciebie. - powiedziała z tak tajemniczym wyrazem twarzy, że zapewne miałbym do rozwiązania swoją życiową zagadkę, taką jakiej nie powstydziłby się sam bohater powieści Conan Doyle'a. Nie minęło dziesięć sekund, a przez moją głowę zdążyło przetoczyć się tysiąc myśli i scenariuszy tego co za chwilę się wydarzy, jednak rozwiązanie było tak zdumiewające, że dosłownie zaparło mi dech w piersiach.

    Poczułem jak Jej usta muskały moje, a ręce oplotły ciasno moją szyję. Czułem Jej gorący oddech na policzku. Ktoś mijając nas głośno zagwizdał, ale w tej chwili zupełnie mnie to nie interesowało. Była tylko Ona, a cały świat zaczął wirować. Wtedy delikatnie odsunęła się ode mnie, a ja wyrwany nagle z błogiego stanu omal nie wylądowałem w śniegu. Posłała mi figlarny uśmieszek, złapała za rękę i ruszyliśmy w ślad za naszą grupą. Ten wyjazd zapowiadał się znacznie ciekawiej niż sądziłem...

 

 

Z dedykacją dla A., Ty wiesz dlaczego. ;)

Komentarze

winnaaa no dobra, Ty jestes wyjatkiem ^^
23/01/2011 20:41:19
winnaaa wrrrrr
22/01/2011 16:25:13
winnaaa się gra się ma :D
tiaaaaaa
22/01/2011 12:11:57
pamelka3001 No nie jest, ale czy nazwałabym to terapią to nie wiem. Poza tym, ja nie mówiłam, że to coś złego, tylko zastanawiałam się czy było to celowe. :)
20/01/2011 13:55:37
~spectacor Czyli - nie jest niczym złym :D
19/01/2011 21:49:49
pamelka3001 Tak, ale coś takiego to część terapii jakiejkolwiek, bo ona ma na celu nie doprowadzić do powtórzenia poroblemów :)
19/01/2011 21:40:36
~spectacor No tak - pozbycie się zbędnego balastu - przecież o to chyba chodzi w rozwiązywaniu problemów :)
19/01/2011 13:45:15
pamelka3001 No kłóciłabym się czy to jest terapią czy tylko zrzuceniem ciężaru z barków. :)
19/01/2011 1:32:21
~spectacor Wylewanie swoich uczuć - w szale - to nie jest chyba celowe, a terapią jest :)
19/01/2011 0:14:47
pamelka3001 No widzisz, wydaje mi się, że masz trochę racji i w zasadzie to się zgadzamy, ale moim zdaniem jeśli to jest rodzaj autoterapii, chęć poznania siebie i analiza własnych przeżyć to musi być ona celowa. Pisanie tego wszystkiego nie może być przypadkowe, jeśli ma podlegać analizie, czy to podczas pisania, czy też już po.
Jeśli zaś było to pisane niechcący, to w takim wypadku może to być po prostu wylew uczuć, sposób na wyrzucenie czegoś z siebie, ale jeśli ma być to terapia to wylewność musi być celowa.

A... i sądzę, że o uczuciach nigdy nie mówi się za wiele, zgoda, ale ja miałam na myśli, że mówimy czasami coś, co chcielibysmy zachować tylko dla siebie i później można tego żałować.
19/01/2011 0:05:33
~spectacor Mówi się zbyt wiele? Moim zdaniem o uczuciach nigdy nie jest za wiele ;) Ale ja po prostu lubię się czepiać.
Czasem spojrzenie na swoje emocje ze strony bohatera, którego się kreuje, pozwala coś zauważyć. Może niewłaściwe zachowanie, niewłaściwe przywiązanie, niewłaściwe darzenie uczuciem kogoś. Lub darzenie uczuciem kogoś niewłaściwego :).
Pisanie jako forma terapii - uzewnętrznianie siebie, poznawanie się od środka, dogłębna ANALIZA i POSZUKIWANIE. Siebie.
18/01/2011 18:59:26
pamelka3001 Jasne, że nie musi być błędem i może być autoterapią. Powtarzam, że to, że ujawnia autor samego siebie nie odbiera dziełu na wartości. W żadnym wypadku. Ba! możliwe jest, że nawet czegoś dodaje. Jedyne nad czym się zastanawiałam czy jest to celowe czy nie. Celowe ujawnianie pewnych zachowań czy emocji może być swego rodzajem upiększaniem tekstu. Jeśli nie jest to celowe, to również nie znaczy, że tekst staje się brzydki czy jest wtedy chłamem. Po prostu niecelowe ujawnianie siebie w dziele w nadmiarze może prowadzić do uczucia, że mówi się zbyt wiele. Poza tym nie wiem na ile ludzie rozumieją, że autor zawsze daję część siebie, pisząc cokolwiek.
Zastanawiam się jeszcze pod jakim względem uważasz to spectatorze za formę terapii?? Jest dla mnie ciekawa taka hipoteza.
18/01/2011 17:08:42
~spectacor Czy błędem pisarskim jest ujawnianie siebie, swoich demonów, marzeń i celów? To chyba jest forma bardziej autoterapii, ale nie oznacza to, że utwór nie może być pięknym dziełem. Aha, i ta refleksja dotyczy ogółu, nie tej notki, gdyż nie znam Autora, a znawcą sztuki też nie jestem :)
18/01/2011 14:02:30
pamelka3001 Nic złego w tym nie ma jeśli tylko robi to celowo. Jeśli nie, to popełnia błąd pisarski, bo daję się poznać. Jeśli zaś jest to celowe, to powtarzam, nie ma w tym zupełnie nic złego.

Opowiadanie na prawdę jest niezłe, ale znacznie bardziej podoba mi się to z wcześniejszej notki, biorąc pod uwagę, że obydwa wzięte są z pewnych wydarzeń i opisują coś o czym można słyszeć, coś co jest jakby z życia codziennego. Poza tym wydaje mi się, że tamto przedstawia zwykły szary dzień, w paradoksalnie obrazowy sposób, w którym można dostrzec szczegóły.. Pisząc ten komentarz tak się zastanawiam, że może trochę więcej kolorów w opisie, hm? :)
Powtórzę, poprzednia notka, opowiadanie jest dla mnie mistrzostwem i zastanawiam się czy nie pobiła notki, która wyciskała łzy. Ta wyżej jest na prawdę niezła, ale mimo to, ze dłuższa, to chyba ma nieco mniej czaru. Chodzi mi o sposób opowiedzenia tego, bo zaraz zostanie mi być może zarzucone, że wątek tutaj nie jest nudny, a ja powiem, że nawet ciekawy. Dla mnie tylko zbyt częsty. Ładnie napisane, ale czegoś mi tutaj brak, czegoś co sprawia, że możesz to czytać kilka razy z zapartym tchem.
18/01/2011 1:35:41
~spectacor Co w tym złego, że Autor opisuje trochę swoje życie?
16/01/2011 18:28:34
cottagecheese Dobre pytanie. :)
17/01/2011 16:35:20

pigla ano, tyle ze na zdjeciu nie ja i wybralam sie na komedie:D
15/01/2011 18:49:31
gabiczuzmienia Widzę, że lubisz pisać opowiadania :) Faaajnie.


Sprawy się jeszcze ułożą.
15/01/2011 13:18:48
pamelka3001 Taak, jak już mówiłam, opowiadania coraz bardziej zaczynają odnosić się do Twojego życia w bardziej dosłowny sposób.Mam nadzieję, że to się dzieje celowo. Zgadzam się z Anią, że jest bajkowo, ale coraz częściej mam wrażenie, że dokładnie wiem o czym piszesz.
14/01/2011 3:56:54
aniutka01 przestanę czytać te twoje opowiadania:P


bo są tak bajkowe i wspaniale ze aż się łezka ze wzruszenia w oku kręci....
13/01/2011 17:21:53
~hellybelly a mi jest zimno.
13/01/2011 16:36:09

Informacje o cottagecheese


Inni zdjęcia: Osioł Boży bluebird111409 akcentovaLove damianmafiaDrogą przez las andrzej73Hejoo patusiax395:) szarooka9325Miły zakątek. ezekh114Uparty jak Osioł :) bluebird11Rekonesans terenu. ezekh114... thevengefulone