No, no. Na zdjęciu moje legendarne serduszko, które zaginęło w dziwnych okolicznościach.
Dopóki nie dostanę zdjątek z nowej słit sesyjki postanowiłam się nie odzywać, jednak stęskniłam się za swoimi własnymi małymi potworkami, zwłaszcza tymi będącymi na "emigracji".
Po kilku udanych wyjazdach [jak zwykle głównie do Wrocławia, z tymże w fajniejsze miejsca niż zwykle] i kilku udanych przyjazdach [a szczególnie Magdy, 5 bloków obok i pani z prawie Krakowa] znów czas na pracę. Och. Pomoc przy zakładaniu firmy nieziemsko mnie stresuje. A najbardziej stresuje fakt, że główni zainteresowani zakończyli zakładanie firmy na stwierdzeniu, że wezmą dotację, więc potrzebują biznesplan, chodź na piwo. A ja tyram jak durna, szukam terminów, dokumentów do aplikacji i przeglądanie tych stert po kl z priorytetem VI. BLE!