pusty autobus. siadasz sam na końcu, włączasz Mozarta albo Wagnera i wydaje ci się, że jesteś ponad wszystkim, bo stać cię na najnowszego iPoda. na następnym przystanku wsiada w czarnym płaszczu pan, za oknem krwawo zachodzi słońce, a ty wiesz, że to ostatnia taka chwila. czarny pan wysiada, wchodzi parka, którą znasz z widzenia. ona patrzy mu w zamknięte oczy, on zawzięcie lustruje jej migdałki. dwa przystanki dalej banda małolatów kradnie kasownik i twoje spojrzenie. uśmiechasz się okropnie, dajesz przyzwolenie i pozbywasz się z łatwością wibrującego w dłoni telefonu. ale już nie odpisujesz.
bo jeśli kochasz - puść to wolno.
wróci. ?