Witam, tu K. Dziś ja coś dla was przygotowałam ;P Mam nadzieję, że się spodoba :]
________________________________________________________________________________________________________
Trzęsły jej się ręce, a po policzku spływała łza, gdy w środku nocy odczytywała wiadomość od niego: "Przyjdź natychmiast do starego domu. Sama. Jeżeli ktoś dowie się o spotkaniu - pożałujesz." Rozpłakała się. Nie miała jednak wyboru, zbyt wiele już zależało od niej. Zbyt dużo osób mogłoby być w niebezpieczeństwie, gdyby teraz popełniła błąd. Ubrała się. Kątem oka spojrzała w lustro na podkrążone i czerwone od łez oczy. Cicho wyszła. Drogę do starego domu znała na pamięć. Było ciemno. Każdym krokiem podejmowała walkę z sobą, z własnym instynktem. Wiedziała na pewno, że będzie się musiała dla nich poświęcić. Że tej nocy stanie się coś okropnego. Ale musiała. Całą drogę myślała o osobach, dla których to robi. O przyjaciółce i chłopaku, którego kochała nad życie. I zrobiłaby dla nich wszystko. Z tej miłości do nich, robi coś, o czym do tej pory nie odważyła by się nawet pomyśleć. Dotarła na miejsce. Stary dom od wielu lat stał pusty, wokół niego rozciągały się pola, najbliższe zabudowania znajdowały się daleko stąd. Wiatr szalał, tworząc nieprzyjemną atmosferą rodem z horrorów. Zatrzymała się i zacisnęła pięści. Próbowała być twarda, próbowała się nie rozpłakać. Znów przypomniała sobie, kogo w ten sposób ratuje, co dodało jej niewyobrażalnej odwagi i mocy. Weszła do domu. Z duszą na ramieniu pokonywała kolejne schody. Doszła na pierwsze piętro. Wiedziała, że tam go znajdzie. W domu było ciemno, okna były powybijane. Wszędzie pełno szkła. Stanęła sparaliżowana i ogarnął ją strach. Nagle ktoś dotknął jej ramienia. Przestraszyła się, choć wiedziała kto to. Powoli obróciła się, strzepując jego rękę. Ta ohydna twarz. Przymrużone oczy. Podły uśmieszek.
- Witam cię. Jednak przyszłaś - powiedział skrzypiącym głosem.
Nie odpowiadała. Czekała co on ma jej do powiedzenia.
-Mam nadzieję, że nikogo z tobą nie ma, bo wiesz czym to grozi, prawda? Kocham cię, rozumiesz? Nie chcę, żebyś była z tym swoim głupim adoratorem. Masz być tylko moja, rozumiesz? No rozumiesz czy nie?
Stała z poważną miną, choć w środku aż się gotowała.
- No co on może ci dać? Co? Jest biedny, głupi i ogólnie taki nieatrakcyjny. Co ty w nim widzisz? Ja ci zapewnię wszystko, czego on nigdy nie będzie w stanie ci dać. Masz zerwać z nim wszystkie kontakty. I nic nie wspominać o mnie, bo wiesz jaka jest kara..
Coś się w niej obudziło. Dziwny instynkt. Wiedziała że igra z ogniem, ale nie obchodziło ją to w tym momencie.
- Nigdy tego nie zrobię, rozumiesz? Nigdy, przenigdy, i choć byśmy mieli zginąć razem, nic nas nie rozłączy!
- Spojrzał wściekle i rzucił się na nią. W całym domu było słychać odgłos tłuczonego szkła po którym deptali. Przygniótł ją do ściany. Krzyczała na całe gardło. Podniósł z podłogi kawałek zbytej szyby i delikatnie musnął nim jej gardło.
- Pożałujesz tego ty s...
- Zostaw ją! - To on! Najukochańszy!
Spojrzała na niego błagalnym wzrokiem.
- Powiedziałaś mu? Pożałujesz tego... - złapał ją w ramiona i rzucił nią w ścianę. Odbiła się z krzykiem i upadła na zbite szyby. Miliony kawałków szkła wbiło się w nią. Ból przeszywał ją całą. Kręciło jej się w głowie, obraz był rozmazany. Wszystkie dźwięki docierały do niej jakby z zaświatów. I nagle wszystko zniknęło...
Próbowałem się do niej dodzwonić. Bezskutecznie. Od wielu tygodni tak strasznie się o nią martwiłem. Wiem, że była w potwornym niebezpieczeństwie przez tego psychopatę. Wszyscy byliśmy w niebezpieczeństwie. Nie odbierała. Od razu wiedziałem gdzie jest. Wsiadłem do samochodu pojechałem jak szybko tylko się dało. Zostawiłem je daleko od staryego domu, aby nie wzbudzać podejrzeń. Biegłem ile sił w nogach. Zatrzymałem się obok ruiny i usłyszałem pisk. Nie wiem nawet jakim cudem tak szybko znalazłem się na piętrze. Zobaczyłem go. Przygniatał ją do ściany. A ona krzyczała na całe gardło. Wszędzie było pełno szkła.
- Zostaw ją!- cisnął nią o ścianę, a ona osunęła się bezwładnie na podłogę. Już chciałem do niej podbiec, lecz wiedziałem, że najpierw muszę się rozprawić z tym psychopatą. Chwyciłem go za koszulkę. Poczułem, że mam przewagę. Byłem od niego silniejszy. Wykorzystałem to i przygniotłem go do ściany, aby wiedział, jak ona się czuła.
- Zostaw ją, rozumiesz?! Masz się od niej odwalić raz na zawsze! I od nas - Wrzasnąłem mu prosto w twarz, choć to bardziej przypominało ryk dzikiego zwierzęcia niż krzyk - Wyjdziesz sam, czy mam cię osobiście wypierdolić przez okno?! No, na co czekasz?!- Pobiegł w stronę klatki schodowej. Na pożegnanie rzuciłem w niego szkłem.
Podbiegłem do niej. Była nieprzytomna. Wziąłem ją na ręce i zaniosłem z dala od szkła. Położyłem na podłodze najdelikatniej jak się dało. Mój skarb. Kawałki szkła powbijały się w jej delikatne ciało. Księżyc oświetlał akurat to pomieszczenie. W jego świetle była taka blada. Krwawiła. Nie miałem na co czekać. Z chirurgiczną precyzją wyjąłem szkło z jej ciała. Mój mózg zaczął wariować. Dotarły do mnie myśli, o tym, że zaraz umrze, jak nie powstrzymam krwotoku. Musiałem być twardy. Po prostu musiałem zachować się po męsku. Zbyt wiele ode mnie zależało. Zdarłem z siebie koszulkę i zabandażowałem nią rany. Lecz ona nadal była nieprzytomna. Z wyczerpania i zdartych nerwów usiadłem koło niej. Już nie wiedziałem co robić. Trząsłem się. Nachyliłem się nad nią by ująć w dłonie jej bladą twarz. W końcu pocałowałem ją. I choć na chwilę zrobiło mi się lepiej. Poczułem w ustach miedziany posmak jej krwi. Kręciło mi się w głowie. Chyba nawet łzy zaczęły mi spływać po policzkach.
Widzę jasną poświatę. Rozmazany obraz. I nagle wszystko powraca. Ból, gorzkie wspomnienia. Czuję krew w swoich ustach. Jednak czuję też jakieś ciepło. Ktoś trzyma mnie za rękę. Tak, wiem kto. Ściskał ją z całych sił. Ból już przestał się liczyć. Otworzyłam oczy. Pierwsze co zobaczyłam, to on wgapiony we mnie. Jego oczka, takie podkrążone, spuchnięte. Przypuszczam że od łez. Uśmiechał się. Gdy tylko zobaczył, że otworzyłam oczy, ścisnął mnie z całych sił. Słyszałam nasze nierówne oddechy. Zarzuciłam mu ręce na szyję, a on musnął mnie ustami. Nie wierzyłam, że jest tu przy mnie. Nie wierzyłam, że mnie uratował. Już nic nas nie rozłączy, jestem tego pewna. I nagle coś trzasnęło. Znów ten przeraźliwy odgłos tłuczonego szkła. Pisnęłam i wtuliłam się mocno w jego klatkę piersiową. Serce zaczęło mi mocniej bić, zrobiło się bardzo zimno. I wtedy usłyszałam jego cichy chichot nad moją głową.
-Kochanie, to wiatr.
~Pisała K.