Nie liczy się, na ile cenią Cię inni.
Liczy się, na ile wyceniasz sam siebie.
Dziś. Mówiąc, że nie masz dla kogo żyć,
stwierdzając, że nikt Cię nie lubi, nie kocha..
Kłamiesz.
Jutro. Powiesz że wszyscy Cię uwielbiają.
Powiesz to z taką pewnością..
Wyśmieją Cię.
Po jutrze. Myślisz że uż dojrzałeś, mówisz,
że mas zprzyjaciół i wrogów.
Mylisz się.
Za kilka lat. Zauważasz, że tego, co inni do Ciebie czują
nie da się dowiedzieć. Nie będziesz pewny, że osoba, którą kochasz
moze Cie zdradzić, upokorzyć, zranić.
Dojrzałeś?
Na stare lata. Przeżyłeś swoje, twoje serce jest uodpornione na ból.
Tak myślisz... Zostałeś zdradzony, oszukany. Wiesz kiedy można ufać.
Lecz tak na prawdę dopiero po śmierci dowiesz się wszystkiego.
Kim jesteś, kto kłamie, kto mówi prawdę, po co Bóg stworzył ludzi
po co istniejesz właśnie Ty.
Dopiero wtedy twoje serce będzie naprawde odporne na ból.
Dopiero wtedy poczujesz prawdziwą miłość.
Tą, której niedoznałeś za życia.
Bóg dał Ci życie po to, byś znalazł swoje błędy i naprawił je.
Nie po to, byś zastanawiał się
czy ktoś Cię pokocha, czy ktoś Cię znienawidzi.
Jesteś po to, by być sobą.
Kiedy starasz się komuś spodobać za wszelką cenę nie jesteś sobą.
A po to każdy jest inny, by nie było dwóch takich samych osób.
Staram się zmienić, ale nie będę miła dla osób, których nie lubię.
Chociaż jest wyjątek.
Jestem miła dla osób z klasy.
Bo tak w głębi serca... z większością spędziłam ... hm... 8..? 7 lat i jeden miesiąc z mojego życia...
Trochę zobowiązuje, co nie?
Czasem jestem wredna, ale taki mam charakter. postaram się być milsza.
ale jeżeli kogos nie lubię to ma pecha.
PS: Ktos pzegina pałkę, ręce swędzą!