Dawno nie było tak chujowo.
Naprawdę, ostatnimi czasy miewałam się naprawdę, naprawdę nieźle.
Tylko już nie pamiętam ile to "ostatnimi czasy" trwało.
Coś ponad miesiąc? Więcej? Nie wiem.
Mam dość. Już na wstępie.
Chcę, aby znów było dobrze.
Zachowuję się jak rozkapryszona sześciolatka, ale już naprawdę nie chcę cierpieć.
Ile nam zajmie zejście się? Dlaczego po prostu nie może być dobrze?
NO KURWA NO!!!
Geografia czeka. Ale nie sądzę, żeby się doczekała.
Mam ochotę się gdzieś zaszyć.
I, tak, wiem, że przesadzam.
Ale ja bardzo, bardzo chciałabym w końcu ruszczyć na przód.
Całkowicie bez niego lub całkowicie z nim.
Nie połowicznie.
I ta pierwsza opcja nieziemsko mnie przeraża.
To tyle.