pierwsza była biologia, na której był sprawdzian. masakra, moja nauka przed lekcją wyglądała tak, że bawiłam się włosami kolegi, a on czytał coś z podręcznika. chociaż lajtowe są sprawdziany, bo facet siedzi przy biurku i można mieć otwartą książkę, a on nic Ci nie zrobi. później geografia i jak zwykle babka gadała całą lekcję. później chemia - Tomek beknął sobie, a wszyscy w śmiech na co babka na to, że jesteśmy niekulturalni i niekoleżeńscy. dostałam 5 z kartkówki - obliczanie mas atomów czy coś takiego. nastepnie matma ( -.- ) całą lekcję robiliśmy jakieś durne zadania, ale na szczęście nie wzięła mnie do tablicy. na koniec dwa fakultety - koszykówka. na pierwszej lekcji były jakieś ćwiczenia, a na drugiej lekcji graliśmy mecz.
dzisiaj najlepszy okres jaki przeżyłam to 1O minutowa przerwa pomiędzy fakultetami. całą przerwę się śmiałam. wymyśliłam bardzo wygodne siedzenie na schodach. nie tak normalnie jak się siedzi na wyższym stopniu, a na niższym ma się nogi, ale na odwrót - na wyższym ma się nogi, a na niższym się siedzi. dzwonek na lekcję, a ja na cały korytarz "What The Fuck?!". XDD
dojeżdżam do Krakowa, więc pierwszy przystanek od szkoły, jest już w Wieliczce. w połowie drogi na ten przystanek skapłam się, że nie mam czapki i rękawiczek. koleżanka wysiadła ze mną i się wróciłyśmy. na szczęście była! < 3
jem sobie teraz domowe zapiekanki! ; *
dziękuuuję za ( nie ) przeczytanie!