Pierwsze zdjęcie pielgrzymkowe.
Wiem, iż zdeka późno, ale byłam jeszcze u babci, cioci itd. ale o tym trochę później.
Kościół. Nasz. Mój znaczy. Parafia w sensie moja. Zwiastowanie. 28 lipca (jak dawno to było!) Kilka minut po 10 zapewne. Msza rozpoczynająca nasze pielgrzymowanie. Trochę mnie ucięło. następny jest Parker (już w całej okazałości;), Łukasz i Asia.
Do kompletu brakuje nam tylko:
Asi, Ewy, Kariny, Agnieszki, Kuby i Konrada.
Dzień był to deszczowy i chłodny. Gitary musiały zostać w samochodzie. Pierwszy postój - Szymborze. zapamiętałam je pod znakiem częstowania przez Agatę kabanosami. Dalej Szarlej, Kruszwica, potem... nie pamiętam. Na końcu było Gocanowo.
Pierwszy dzień i już mycie się w misce. Ale spanko w domu :)
Drugi dzień Gocanowo - ... No właśnie, co? Nigdy tego nie mogę zapamiętać... Śpimy w remizie.
Trzeci dzień ... - Osiek. Remiza i otrzęsiny pierwszaków. Zostałam wybrana do rundy "Karmienie dżemorem". Mieliśmy zawiązane oczy, plastikową łyżeczkę i na niej pyszny, truskawkowy, galaretowaty przetwór. Treba było nakarmić osobę siedzącą naprzeciwko. Zrobiłam to pierwsza, no ale w drugiej rundzie Musieliśmy usiąść w trójkącie. I było trudniej. Stwierdziłam, że się trochę pobawię. Nie mogłem trafić do paszczy Alberta powoli, więc zaczęłam wymachiwać łyżką na wystkie strony. Jak zdjęli mi opaskę, to ujrzałam, iż nieszczęsny brat ma wymazaną na czerwono całą koszulkę i pół twarzy. No, ale przynajmniej było śmiesznie.
No i właśnie straciłam wenę do pisania, więc dalszą część dopiszę kiedy indziej. A teraz pójdę zrobić coś bezsensownego i bezcelowego.