photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 1 KWIETNIA 2017

like helium

Życie z sobą samą uczy mnie, że nie ma powodu, dla którego powinnam tłumaczyć się ze szklanki stojącej od dwóch dni na parapecie. Nie muszę odpowiadać na pytania: "Dlaczego masz cały dzień opuszczone rolety?", "Dlaczego spałaś do 17:30?", "Dlaczego nie umyłaś od trzech dni naczyń?". Nie ma sugestii, że picie tyle mocnej herbaty z cytryną nie jest zdrowe. Nie chcę otwierać drzwi listonoszowi - nie robię tego. Nikt nie czepia się już moich czarnych ubrań ani fioletowej szminki, w której, przy swojej bladej cerze, wyglądam jak wampir. Moje choroby mają tutaj idealną niszę do rozwoju. A jednak, na myśl o opuszczeniu tego miejsca, jest mi słabo.

Nie będę kłamać, że jestem pewna i że poradzę sobie z konsekwencjami. Skreślam dni do przyszłego piątku i boję się tak koszmarnie jak tylko ja potrafię bać się samej siebie. Ale jakiś czas temu nastąpił jeden z największych przełomów (chyba) w całym moim życiu i chociażbym przeklęła siebie i wszystkich wokół - nie cofnę czasu.

Nigdy nie założyłabym się, że mając niespełna dwadzieścia lat, będę tak nieszczęśliwa. I oto jestem. Ledwo stoję na nogach i modlę się o koniec, który nie przychodzi od tak wielu miesięcy, nie wiem już ilu, bo ich nie liczę.

Sprzątam bałagan pozostawiony przez ludzi, mających zwyczaj wracać dopiero gdy znajdą czas, którego nie potrafią wypełnić. Tym razem i ja odeszłam. Nie żałuję. I chociaż to strata, trudno. I chociaż słyszę, że się zmieniłam, że jestem inna - wzruszam ramionami i nie odpisuję na kolejne wiadomości. Nie chcę już nigdy czuć się winna za coś, co nie jest moją winą.

Zostali ci, którzy trzymali mnie za rękę, kiedy mój świat znów walił się w posadach. Jestem chorą na głowę idiotką, ale Bóg postawił koło mnie kilkoro aniołów stróżów, których tak bardzo chcę być warta.

 

 

Autorem zdjęcia jest Sean Sandoval