Nauczyłam się nie wierzgać. Nieprzespana noc kończy się dla mnie o czwartej nad ranem. Wstaję, robię kawę, siadam do komputera. Udaję, że nic się nie stało chociaż łzy ciekną mi po policzkach, bo to przecież kolejne tabletki nasenne, które przestały działać.
Kawa wraca przełykiem do gardła. Wracają tabletki, które biorę rano, żółć i kwas żołądkowy. Przyzwyczaiłam się do wiszenia nad kiblem i ryku, że żałuję, że się urodziłam. Myję zęby drugi raz. Piję wodę. Wymiotuję wodą, którą przed chwilą wypiłam. Maluję się. Przestaję się malować, bo przez łzy wsadziłam szczoteczkę od tuszu do oka. Ubieram się. Płaczę pod drzwiami przez kilka minut. Poprawiam makijaż. Wychodzę. Odpalam jednego papierosa od drugiego, nie wypuszczam peta z gęby chociaż rzuciłam trzy tygodnie temu.
Wróciłam do pierdolonej normy. Jakby każdy neuron w moim ciele pulsował bólem. Znów coś ciężkiego nie pozwala mi oddychać. Łapię powietrze, kiedy pijana wódką i żalem o piątej rano, przytulam się mocno i słyszę: "Wiem, że się boisz. Ale jestem przy tobie".
autor tego cudnego kolażu z Beksińskim w tle: Piotr Wawrzyniak